niedziela, 27 maja 2012

26. " Heart bears indentations of hurting child"



CZYTASZ? SKOMENTUJ!


~Victoria~

Dziś nadszedł ten dzień. Dzień wyjścia ze szpitala. Ostatni dzień, który spędzam z chłopakami. Dzień, którego tak bardzo się obawiałam, ale który musiał w końcu nadejść. Przez ostatnie dwa tygodnie, które spędziłam w szpitalnym łóżku, zdążyłam ustalić z mama, że przeprowadzam się do ojca. Nie chcę tego robić, wiem również, że ranię ją moją decyzją, ale musze zniknąć. Tak, wiem, uciekają jedynie tchórze, ale… czasami żeby móc ruszyć do przodu trzeba postąpić krok do tyłu. Znalazłam się właśnie w punkcie wyjścia, w pułapce uczuć, leków, niewypowiedzianych słów. Od czasu wypadku nie rozmawiałam z Liamem sam na sam. Może rzeczywiście jestem tchórzem? Ja osobiście wolę być określana jako zagubiona nastolatka, która kocha swojego chłopaka za bardzo, żeby wbijać szpilki w jego wrażliwe serce. Bo moje relacje z Liamem raniły Nialla. Wiem, że to nie było do końca słuszne i sprawiedliwe, ale obiecałam sobie, że do momentu, w którym odejdę, nie zranię świadomie blondyna. Chociaż tyle mogłam zrobić.

Liam. Nigdy nie wybaczę sobie bólu jakiego mu przysporzyłam. Nie zasługuje na to, tak samo, jak ja nie zasługuję na jego miłość. On jest zbyt dobry, zbyt wrażliwy, zbyt… idealny. Oboje, Liam i Niall, byli doskonali na swój sposób. Nie wiem czym sobie zasłużyłam na uczucia, którymi mnie darzyli. A może właśnie o to chodziło? Może przez to, że kochali mnie oboje już nigdy nie miałam zaznać prawdziwego, pełnego szczęścia?

Gdy byłam sama, lub towarzyszył mi jedynie Zayn, nie powstrzymywałam emocji i po prostu się rozpadałam. Łzy, które w takich momenty płynęły z moich oczu niczym rwący strumień, już na zawsze pozostawiły swoje odbicie w mojej psychice. Mulat… dzielił się ze mną swoją siłą, słuchał mojego szlochania, pozawalał mi się rozklejać, ale pilnował, aby nikt tego nie widział. Gdyby nie on nie miałabym siły by dalej żyć. Nie potrafiłabym odejść i wyniszczałabym nas wszystkich dzień po dniu. Malik okazał się najlepszym przyjacielem, jakiego tylko mogłam sobie wymarzyć. Nie zasługiwałam na niego, a jednak on zawsze był. Niall też był, ale z nim nie mogłam już rozmawiać na niektóre tematy. Wszystko za bardzo się skomplikowało. Tak bardzo, że nie dało się już rozplątać nici jaką były uczucia, problemy i ból. Teraz musiałam to zostawić, bo zaciągając więzy tylko bym wszystkich niepotrzebnie raniła. Musiałam przeciąć supeł, szybko i na zawsze. Tylko, że… już popełniłam jeden straszliwy i niewybaczalny błąd, którego konsekwencje na pewno jeszcze do mnie wrócą: obiecałam Zaynowi, że mimo, iż odejdę, to nadal będziemy utrzymywali kontakt. Tak, wiem, że nie powinnam, że najlepszym wyjściem byłoby odcięcie się od tego wszystkiego, ale nie potrafiłam tego zrobić. Nie potrafiłam rozstać się z Zaynem, tym bardziej, iż zdawałam sobie sprawę, że za parę dni będę potrzebowała kogoś, kto ochroni mnie przed obłędem, kto poskłada mnie powrotem, po tym jak rozpadnę się na czynniki pierwsze. Może i nie będzie miał dla mnie dużo czasu, ale będzie. Będę mogła z nim porozmawiać, wypłakać mu się w ramię, zwierzyć mu się z tego co we mnie siedzi. Bez niego nie dałabym rady żyć. Marzenia dają nam siłę by dążyć do wyznaczonych celów. Wiara daje nam siłę na lepsze jutro. Nadzieja daje nam siłę, aby dbać o miłość. Ale to właśnie drugi człowiek daje nam siłę, aby dalej żyć.

- Przestań się w końcu zadręczać. Co się stało to się nie odstanie – powiedział Zayn wkraczając do mojej sali i ganiąc mnie spojrzeniem swoich ciemnych oczu. – Ubieraj się. W końcu mogę Cię stąd zabrać. Reszta czeka na Ciebie u nas w domu, wypożyczamy Cię do jutrzejszego poranka – oznajmił jak gdyby nigdy nic i rzucił we mnie kolorową sukienką w kwiatki.
- Nie założę tego – odpowiedziałam stanowczo, patrząc z obrzydzeniem na kolorową szmatkę. – Nigdy nie chodziłam w sukienkach i nie mam zamiaru tego zmieniać – powiedziałam, na co Malik tylko wywrócił oczami. -  A co do drugiej części twojej wypowiedzi… Dobrze wiesz, że chcę odejść. Zawieź mnie do domu, a potem pojadę do ojca. Napisałam pożegnalny list dla każdego z Was. Nie mam siły na zwykłe „dowiedzenia”. Mam nadzieję, że zrozumieją – powiedziałam spokojnie, hamując łzy, które bez mojej zgody próbowały spłynąć z moich oczu. Musiałam być silna. Największa próba była dopiero przede mną
- No proszę Cię, załóż tę sukienkę. Tylko ten jeden raz. Chłopacy lubią dziewczyny w sukienkach – powiedział łobuzersko się uśmiechając i puszczając mi perskie oko. Zignorował to co powiedziałam o pożegnaniu. – No proszę, zrób to dla mnie –dodał błagalnie widząc, że chcę zaprotestować. – Jeśli masz zamiar odejść to zrób to z klasą.
- Zayn, czy Ty naprawdę niczego nie rozumiesz? Tu nie chodzi o pokazaniu komukolwiek jak wiele stracił. Nie mam zamiaru niczego nikomu udowadniać. Odchodzę, bo tak będzie dla wszystkich lepiej. Przecież wiesz.
- Tak, wiem – potwierdził zrezygnowany, głośno wzdychając i siadając na brzegu mojego szpitalnego łóżka. – Po prostu pomyślałem sobie, że w czymś nowym będzie Ci łatwiej pożegnać się z przeszłością, że ta sukienka jakoś pomoże Ci w udawaniu dobrego samopoczucia. A poza tym… wydaję mi się, że ona naprawdę do Ciebie pasuje – powiedział uśmiechając się niepewnie. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Dobra, ale nawet się nie łudź, że założę do niej szpilki – ostrzegłam go po chwili namysłu, wywołując na jego ustach szeroki uśmiech, który tak kochałam. – Strasznie będzie mi Cię brakowało– dodałam cicho, poważniejąc.
- Ale ja się nigdzie nie wybieram. Nadal będziemy „Best Friends Forever” – powiedział, ponownie błyskając w uśmiech swoimi białymi zębami.
- Bez Ciebie nie dałabym rady Malik. Cieszę się, że wymusiłeś na mnie obietnicy utrzymania naszej przyjaźni. Bez twojej pomocy bym się rozpadła – przyznałam, wtulając się w jego rozgrzane ciało. Kochałam to poczucie bezpieczeństwa, które mi dawał. Wiedziałam, że taki przyjaciel to skarb i cieszyłam się, że nalegał na dalsze utrzymywanie kontaktów. W tych ciężkich czasach, które mają nadejść, będę miała przynajmniej jego, mojego powiernika i moją ostoję. Mam nadzieję, że dzięki niemu jakoś przetrwam.


********************************************************
No hej. Sorry wielkie, ze dopiero teraz, ale nie miałam czasu - nauka. 
Ogólnie to... nie mam za wiele do powiedzenia. Nie komentujecie za dobrze - bywa. Dzięki Vis i Viper za podbudowywujące komentarze - jesteście wielkie xxx. 
To jest przedostatni rozdział. Następny post będzie nieprzeciętnie długi i pojawi się pewnie w przyszłym tygodniu. A potem... epilog. Jeśli pojawi się nowa część, to od września, teraz nie mam do tego głowy. 
To co, nie rozpisuję się, rozpiszę się na końcu.
Pozdrawiam xxxx

+ Mam nadzieję, ze pieoneka się spodoba, kocham tę wokalistkę <3
+ Zapraszam na mojego drugiego bloga --> EVERLASTING LOVE


niedziela, 13 maja 2012

25. Loteria uczuć


~Vick~

Siedziałam sama w mojej sali szpitalnej. Chłopacy musieli jechać na jakiś koncert, ale nie martwiło mnie to zbytnio. Cieszyłam się, że mam chwilę spokoju. Musiałam to wszystko przemyśleć.

Czyżby te kilka tygodniu, podczas których byłam naprawdę szczęśliwa miało właśnie dobiec końca? Czy miałam stracić moich przyjaciół, aby nie ranić ich swoją obecnością? Czy to ma w ogóle jakiś sens? Może powinnam zostać i… postawić sprawę jasno, zerwać z Niallem i nie być już z nikim? Bylibyśmy na powrót szóstką przyjaciół. Ale… już nic nie byłoby tak jak dawniej. Nie, w to nie wierzyłam, nie byłam aż tak naiwna. Czyli, że co, najlepszym wyjściem była ucieczka? Może i nie brałabym tej opcji pod uwagę, gdyby chodziło tylko o mnie. Ale tu chodzi o moich przyjaciół, o osoby, które kocham. Moje własne szczęście schodziło na drugi plan. Gdybym została, nieważne czy byłabym z Niallem, czy może nawet z Liamem, w zespole panowałaby niemiła atmosfera, przepełniona  żalem, gniewem i poczuciem zdrady, niesprawiedliwości. Jeśli odejdę zapomną. A nawet jeśli nie, to nabiorą dystansu. Będą znów piątką najlepszych przyjaciół, którym niepotrzebna jest dziewczyna psująca ich relacje. Bo taka jest prawda. Ucierpiał cały zespół, nie tylko Liam i Niall. I wpłynęło na moja decyzję: nie chciałam ranić moich przyjaciół. Wolałam odejść.

Z moich rozmyślań wyrwał mnie skrzypienie drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam Nialla.
- Mogę? – zapytał cicho patrząc na mnie. Miał przekrwawione oczy i podpuchnięty nos. Płakał. Przeze mnie.
- Jasne – odpowiedziałam nieśmiało.
Farbowany blondyn usiadł na brzegu mojego łóżka i chwycił mnie za dłoń. Przez moje ciało przebiegły przyjemne dreszcze, których już niedługo nie będzie dane mi odczuwać. Będę za tym tęskniła.
- Przepraszam – powiedziałam cicho, patrząc mu w oczy. Moje policzki już kolejny raz tego dnia zrosiły łzy.
- To nie twoja wina – uśmiechnął się blado, ścierając mi delikatnie łzy. – Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Musimy się po prostu z tym pogodzić.
- Ale… ja naprawdę nie chciałam. Ja Cię kocham, Niall – powiedziałam wtulając się w niego i mocząc mu koszulkę słonym płynem.
-  Ja też Cię kocham. I uszanuję twoją decyzję, jakakolwiek by ona nie była. Za bardzo zależy mi na twoim szczęściu, żeby Cię ranić – powiedział, całując mnie we włosy.

Ten moment był dokonały, mimo podszywającej go rozpaczy. Taka niesamowita jedność między dwojgiem ludzi, którą odczuwałam zawsze kiedy byłam z Niallem. Tak, to on zdecydowanie był tym, którego kochałam najbardziej. To on był moją bratnią duszą. Ale moje serce w pewnym stopniu należało również do Liama. Nie chciałam torturować go każdego dnia na nowo, bo wiedziałam, że mnie też to będzie bolało. Dlatego postanowiłam odejść. Czy nie brzmi to egoistycznie?

- Kochasz Liama, prawda? – zadał pytanie, którego tak bardzo się obawiałam. Nie wiedziałam jakiej powinnam udzielić odpowiedzi. Spojrzałam mu prosto w oczy. Postanowiłam powiedzieć prawdę, bo Niall nie zasługuje na to, żeby go okłamywać. Może to prawda, że czasami od gorzkiej prawdy lepsze jest słodkie kłamstwo, ale cukier ma to do siebie, że po pewnym czasie zawsze się rozpuszcza. A nie zniosłabym żalu, nienawiści i poczucia zdrady, jakie mogłabym wtedy dojrzeć w oczach Nialla. Kłamstwo jest najgorszą rzeczą z możliwych i świadczy o braku zaufania. A ja mu ufam.
- Ale Ciebie kocham bardziej – powiedziałam patrząc na niego niepewnie. W jego oczach dostrzegłam ból. Zraniłam go, ale to było nieuniknione. Byłam w pułapce, każdy mój najmniejszy ruch miał ranić moich przyjaciół. A prawda była mniejszym złem niż kłamstwo.
- To i tak nie zmienia twoich uczuć do niego. Przykro mi – wyszeptał, a w jego oczach stanęły łzy.
- Zrywasz ze mną?  - zapytałam przerażona. Nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń. Ale nie oponowałabym. Bo na niego nie zasługuje.
- Nie, kocham Cię i nie mam zamiaru z Tobą zrywać. Mimo wszystko. Po prostu… to boli – powiedział, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie.
- Pamiętaj, że co by nie było i tak jesteś dla mnie najważniejszy. Ja też Cię kocham, Niall.– powiedziałam, a on obdarzył mnie bladym uśmiechem.
- Ale czasami to nie wystarczy – wyszeptał i pochylił się nade mną. Chciał mnie pocałować, ale dał mi czas na wycofanie się. Nie był pewien czy tego chcę. A ja szanowałam to, że nie nalegał.

Wyszłam mu naprzeciw i wpiłam się w jego wargi. Tak bardzo za tym tęskniłam. Za pełnym zjednoczeniem z Niallem, za tą chwilą niesamowitej jedności. Za mieszanką emocji, która towarzyszyła naszym zbliżeniom. Zatraciłam się w pocałunku jakby od tego zależało moje życie. Nic innego się nie liczyło, tylko on. Świadomość, ze może to być nasz ostatni pocałunek tylko podżegała płomień i nadawała temu nowego wymiaru. Miłość połączona z rozpaczą, strach wymieszany z pewnością. Loteria uczuć, emocje wirujące niczym w bębnie totolotka. Byliśmy tylko my i jakaś desperacka próba cofnięcia czasu, zmiany biegu wydarzeń, bycia razem. Mimo wszystko. Bo na tym właśnie polega miłość. Niestety nie jesteśmy głównymi bohaterami w bajce Disney’a i nie możemy liczyć na szczęśliwe zakończenie. Bo szczęśliwe zakończenie to luksus, na który może sobie pozwolić jedynie fikcja. Ale problemy mają to do siebie, że na koniec zawsze musi być dobrze. Jeśli nie jest dobrze, to znaczy, że to jeszcze nie koniec. A jak głupia nadal wierzyłam w szczęśliwe zakończenie. Mimo iż wiedziałam, że ono nie nastąpi.

~Niall~

Całowałem Victorie tak zachłannie jak jeszcze nigdy. W ten pocałunek włożyłem cały strach, który zrodził się we mnie odkąd dowiedziałem się o wypadku, całe przerażenie przed niepewnym jutrem. A ona nie pozostawała mi dłużna. Spalaliśmy się w ogniu miłości, uczyliśmy się siebie na nowo. Staraliśmy się zapamiętać każdy najmniejszy ruch. Bo coś mi mówiło, że dla nas nie ma już jutra.

Ale dlaczego? Dlaczego teraz, kiedy w końcu odnalazłem miłość miałem ją stracić? Mówi się, że ideałów nie ma, a my do pełni szczęścia potrzebujemy kogoś, kto denerwuje nas jak nikt inny. Kogoś kogo dotyk sprawia, że odlatujemy do innego świata. Kogoś, przy kim nie musimy udawać nic. Ja znalazłem taką osobę. Była dla mnie niczym powietrze, nie mogłem bez niej żyć. Ale intuicja podpowiadała mi, że będę musiał. Każdy jej ruch świadczył o desperacji, ale pozbawiony był wewnętrznej walki. Czułem, że podjęła decyzję, która wcale mi się nie spodoba. Która złamie na oboje.

Ale… nic nie umiera, jeśli na to nie pozwolimy. Moje uczucie nie umrze, bo mam zamiar karmić je wspomnieniami i mimo, ze zdrowy rozsądek będzie próbował je zabić, to moja miłość zawsze  znajdzie sposób, żeby stanąć na nogi. Być może pójdę naprzód, ale nigdy nie zapomnę. Bo miłość jest nieśmiertelna.

********************************************************
 CZYTASZ? KOMENTUJ!
Witam. Wiecie co? Słabo komentujecie. A ja tak bardzo chciałabym napisać drugą część... już mam nawet fabułę. Ale nadal nie wiem czy Wy chcecie. Jeśli tak, to poproszę o komentarz, chociaż taki króciutki. Długo Wam to nie zajmie, a ja będę wiedziała, że kontynuacja ma jakiś sens.
Dobra, dzisiaj się nie rozpisuję, bo niedługo nadejdzie koniec i rozpiszę się po epilogu. Nawet jeśli miałaby się pojawić druga część.
Pozdrawiam! xxxx

+ Zapraszam na mojego drugiego bloga >KLIK<

wtorek, 8 maja 2012

24. Początek końca.


~Torie~

Powoli odzyskiwałam przytomność. Gdzie ja jestem? Chciałam otworzyć oczy, ale wymagało to użycia zbyt wielu siły, której aktualnie nie posiadałam. Powieki zanadto mi ciążyły. Zamiast tego spróbowałam więc wyłapać inne bodźce zewnętrzne. Strasznie tu śmierdziało, jak u dentysty. I nagle sobie przypomniałam. Spacer z Liamem. Pocałunek. Rozmowa. Chęć ucieczki. Uderzenie. Ciemność. Wygląda na to, że znajduję się w szpitalu. Ciekawe jak długo już tu jestem…
Koło siebie usłyszałam jakiś ruch.
- Liam? – zapytałam z nadzieją w głosie. Chciałam, żeby to był on. Musiałam z nim porozmawiać. Teraz, zaraz. Przecież ja go zraniłam. A nie chciałam. Muszę mu powiedzieć, że mimo, iż kocham Nialla…
Moje chaotyczne rozmyślania przerwał trzask drzwi. Ktoś mocno ścisnął moją rękę. Zmuszając się do nadludzkiego niemal wysiłku powoli uchyliłam powieki.
Wokół mnie na krzesłach siedzieli Zayn, Louis, Harry i Liam. Ten ostatni trzymał moją delikatną dłoń w swojej. Ten gest dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Kogoś brakowało. Kogoś kogo tak bardzo pragnęłam zobaczyć.
- Gdzie jest Niall? – wychrypiałam cicho. Chłopacy wymienili porozumiewawcze spojrzenia i spojrzeli na mnie z troską. Tylko Liam cały czas patrzył mi w oczy. I nagle przyszło zrozumienie: Niall tu był, kiedy zawołałam brązowookiego. – O mój boże, co ja zrobiłam… - głos mi się załamał, a po moich policzkach popłynęły łzy.
- Nie martw się. Przejdzie mu – pocieszył mnie Zayn siadając na brzegu mojego szpitalnego łóżka.
- Nic nie rozumiesz – wymamrotałam. – Czy ja zawsze muszę ranić ludzi, których kocham? Zawsze tak jest. Zawsze wszystko psuję – powiedziałam i rozszlochałam się na dobre wtulając się w mulata. Nie miałam już siły. Potrzebowałam po prostu przyjaciela. A on nim był.

~Zayn~

- Liam, może poszlibyście poszukać Nialla? – zapytałem, patrząc wymownie na przyjaciela. Chyba zrozumiał aluzję, bo niechętnie puścił rękę Torie i skierował się do drzwi, ciągnąc za sobą chłopaków.
Wyszli, a ja jeszcze mocniej przytuliłem do siebie Victorię. Cierpiała, a mi się to wcale nie podobało. Jest moją przyjaciółką, więc jej ból jest też moim bólem. Nie chciałem pocieszać jej pustymi słowami, bo nie wiedziałem jak Niall się zachowa. On ją naprawdę kocha, a fakt, że wypowiedziała imię Liama zaraz po przebudzeniu dość mocno go zranił.
- Kochasz go? – zapytałem po prostu.
- Kogo? – spytała niepewnie, przestając szlochać.
- Nialla – powiedziałem. Byłem prawie pewien, że jej odpowiedź będzie twierdząca. Widziałem jak na siebie patrzyli, jak wymieniali porozumiewawcze spojrzenia.
- Oczywiście, że tak. Gdybym go nie kochała, to bym z nim nie była. Dlaczego pytasz? – zdziwiła się. Zignorowałem jej pytanie i drążyłem dalej.
- A co z Liamem?
- Ja… nie wiem. Naprawdę. Jeszcze niedawno powiedziałbym, że jest moim przyjacielem, ale.. – zawahała się, niepewna czy może wyznać mi prawdę.
- Ale pocałunek wszystko zmienił, prawda?
Moje słowa nią wstrząsnęły. Spojrzała mi prosto w oczy, a po jej policzkach znowu spłynęły gorzkie łzy.
- Skąd Ty o tym wiesz? – zapytała zszokowana.
- Liam mi powiedział. Torie… on naprawdę Cię kocha. I myślę, że Ty też go kochasz.
Między nami zapadła cisza. Widać było, że dziewczyna powoli przetrawia to co powiedziałem i zastanawia się nad odpowiedzią.
- Ale Nialla też kocham – wyszeptała tylko i znowu się we mnie wtuliła. – Zayn, ja nie wiem co mam robić. Jestem z Niallem, ale nie chcę ranić Liama. Może po prostu powinna zniknąć z waszego życia? – powiedziała niepewnie.
Jej słowa zmroziły mi krew z żyłach. Jak to: zniknąć? W tak krótkim czasie już stała się częścią naszej rzeczywistości. Bez niej to już nie byłoby to samo. A poza tym… nie chciałem tracić przyjaciółki.
- Wtedy zranisz nie tylko ich, ale i nas – powiedziałem tylko, a po chwili dodałem  z uśmiechem na ustach– Tak łatwo się nas nie pozbędziesz, jesteś nasza.
Na ustach Torie wykwitł blady uśmiech. Chyba przypomniała sobie ostatnią naszą rozmowę na ten temat. Wtedy to ona nie chciała, żebyśmy my odchodzili. Teraz to ja się bałem, że ją stracimy.
Nagle drzwi od sali Vick skrzypnęły cicho, jakby ktoś za mocno się o nie oparł. 
- Nie ruszaj się. Myślę, że któremuś z naszych przyjaciół zebrało się na podsłuchiwanie – wyszeptałem jej na ucho i na palcach ruszyłem do drzwi. Nadusiłem klamkę, a do pomieszczenia z impetem wpadł nie kto inny jak Louis.

~Lou~

Ktoś otworzył drzwi, a ja wylądowałem na podłodze w sali Torie. Spojrzałem w górę. Zayn stał nade mną z groźną miną.
- Cześć – wyjąkałem, a on tylko uniósł do góry jedną brew. – Tylko mnie nie bij! – krzyknąłem i podbiegłem do łóżka dziewczyny, na której ustach pojawił się słaby uśmiech.  – Ha! Nie możesz mi nic zrobić, bo dzięki mnie Vick się uśmiecha –ucieszyłem się, pokazując Zaynowi język.
- Powiedzmy, ze tym razem Ci się upiecze – powiedział Malik przewracając oczami. – Po co podsłuchiwałeś?
- Och, a co miałem robić? Patrzeć na Liama, który stoi przed budynkiem i na zmianę to uśmiecha się, to robi sobie wyrzuty? A może na Harry’ego, który próbuje przemówić Niallowi do rozsądku? Boże, oni mają same problemy! – wyżaliłem się im.
No naprawdę, już nikt mnie nie rozumie. Zresztą... Szkoda mi ich. I tu wcale nie chodzi o mnie. Żal mi Torie, Nialla i Liama. Bo oboje ją kochają, a ona…on kocha ich obu. To widać. I to jest takie… przykre. Co ta miłość robi z ludźmi… Już lepiej jak jej w ogóle nie ma. Wtedy jest miło i przyjemnie. Ale… może osoba, która nigdy tak naprawdę nie poznała miłości nie powinna się na ten temat wypowiadać.
- Tomlinson, czy Ty prowadzisz jakiś wewnętrzny monolog, czy mi się tylko wydaje? – zapytał Zayn, wgapiając się we mnie ze zdziwioną miną. Spojrzałem na Vick. Ona też patrzyła na mnie jak na wariata.
- Skąd takie wnioski, milordzie Malik? – zapytałem tylko.
- Wiesz, miałeś dziwnie skupioną minę, a do tego kręciłeś głową. To takie trochę niecodzienne zachowanie, nawet ja na Ciebie – wyjaśnił mulat, lekko się uśmiechając.
Chciałem już coś odpowiedzieć, ale przerwała mi Torie.
- Dziękuję – wyszeptała tylko.
- Za co? – zadziwiłem się. Nie miałem pojęcia o co jej chodzi.
- Za to, że jesteś, że byłeś. Za to jaki jesteś. Za to, ze nikogo nie udajesz. Za to, że dzięki Tobie wszystko nabiera barw. Za to, że potrafisz mnie rozbawić nawet wtedy, kiedy pęka mi serce. Za wszystko – wyjaśniła, a w jej pięknych oczach zalśniły łzy.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Po co mi to mówi? O co tu chodzi? To brzmiało jak… pożegnanie. Ale ona przecież się nigdzie nie wybierała. Prawda?
I nagle do mnie dotarło. Odchodzi. Zostawia nas. Może jeszcze nie teraz, ale zrobi to. Widziałem to w jej spojrzeniu. Podjęła decyzję.
- Dlaczego? – zapytałem tylko.
- Bo tak będzie dla Was najlepiej. Ale na razie nie mówcie nikomu. Jak będę gotowa… Jeśli będę miała wystarczająco dużo siły, pożegnam się. Jeśli nie… To możecie im wtedy powiedzieć, że na swój sposób kocham Was wszystkich. I że dziękuję za to, że mnie zaakceptowaliście. Za to, że byliście – wyszeptała i się rozpłakała.
Spojrzałem na Zayna. Na jego policzkach również można było zobaczyć mokre szlaki, zostawione przez perłowe kropelki. Kochaliśmy ją, a ona postanowiła odejść. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogliśmy nic z tym fantem zrobić. Zdecydowała, a nam zostawało się z tym jedynie pogodzić. 

********************************************************
Ojej, pisząc to płaczę. Czemu? Bo zbliżamy się  do końca. Jeszcze 5 albo 6 postów, epilog i koniec. Dlaczego? Ponieważ myślę, że macie mnie już dość, a ten blog nie zasługuje na spłycenie. Przepraszam. 
Ale... zobaczę, jak będziecie komentować, być może pojawi się druga część. Bo pomysł jest. Ale... nie wiem czy to ma sens. Ma?
Dziękuję, wszystkim, którzy komentują, jesteście wielcy. 
Pozdrawiam! xxx
+ Jak kto chce popisać, albo złożyć zażalenie, czy coś to macie moje gg: 13700054 ;p

About Me

Moje zdjęcie
Vick
Kocham pisać. Pisząc, czuję się w jakiś sposób spełniona. Takie same odczucia towarzyszą mi gdy rysuję. Ogólnie to jestem realistką, jedynie tworząc potrafię oderwać się od szarej rzeczywistości. Zawsze twardo trzymam się swoich poglądów, nie lubię podporządkowywać się innym. Jestem trochę zwariowana, ale to chyba normalne u nastolatek. Gdy coś sobie postanowię nieustępliwe dążę do wyznaczonego celu, zamieniam cię w perfekcjonistkę. Moje motto: "życie nie nie polega na szukaniu, tylko na kreowaniu samego siebie". We wszystkim co robię trzymam się tej zasady, bo nikt za mnie życia nie przeżyje, a tyko ja wiem co jest dla mnie najlepsze.
Wyświetl mój pełny profil

Czytam i polecam!

Obsługiwane przez usługę Blogger.