niedziela, 29 kwietnia 2012

23. Przyjaciel


*Kilka godzin później*

~Liam~

Operują ją już trzecią godzinę. Nie wiem co robić, jestem tak cholernie bezsilny. Własna niemoc wypala mnie od środka niczym żrący kwas. Czas, który minął odkąd zobaczyłem Torie uderzającą o beton mogę śmiało nazwać najgorszym w moim życiu. To wszystko jest takie… nierzeczywiste. Wewnątrz czuję jakąś nieznośną pustkę, jakby ktoś razem z nadzieją, ze wszystko będzie dobrze wyrwał mi również serce.

Zrobiłbym wszystko, aby cofnąć czas. Co z tego, że wtedy nie znałbym dotyku jej, jakby stworzonych do całowania przez moje wargi, ust? Ważne, że byłaby cała i zdrowa. Nie dbam o to, że bałaby z Niallem, a ja na ich widok miałbym ochotę coś rozwalić. Liczy się tylko to, że byłaby bezpieczna i szczęśliwa. Kocham ją i chcę dla niej jak najlepiej. Skąd mogę mieć pewność, że to właśnie kochanie? Przedkładam jej dobro nad własne, a chyba o to chodzi w miłości, prawda? O altruizm. Egoistyczna miłość, to tak naprawdę nie jest miłość.
To jest takie dziwne uczucie: boję się utarty Torie choć ona nigdy nie była moja, Ale to w sumie nieważne, bo ja już zawsze będę należał do niej, Bez względu na wszystko.

Nie powinienem mówić jej, że ją kocham. Jeszcze przed wypadkiem nie żałowałem swojej decyzji, ale teraz wiem, ze to było błędem. Czasem przychodzi taki moment, w którym nagle zdajemy sobie sprawę, że może jednak nasz wybór nie był do końca właściwy. Ja uświadomiłem to sobie widząc bezwładne ciało Victorii potrącone przez samochód. Zacząłem żałować tego co zrobiłem, bo przez swój czyn mogę bezpowrotnie stracić szansę na ponowne zobaczenie jej uśmiechu. Boże, jak ja ją kocham. Nigdy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek będę darzył kogokolwiek tak silnym głębokim uczuciem. No a teraz proszę, prawie doprowadziłem do śmierci ukochanej. Jeśli ona umrze nie będę miał po co żyć, moja egzystencja stanie się pusta i bezsensowna.

Po raz pierwszy w życiu przez głowę przemyka mi myśl o samobójstwie. Kiedyś nie rozumiałem samobójców, jeszcze niedawno uważałem, ze życie jest zbyt cenne, aby tak po prostu z niego rezygnować. Jednak teraz… myślę, że rozumiem tę część samobójców, którzy odbierają sobie życie po stracie ukochanej osoby. Ludzie, którzy nie znają miłości nie zdają sobie sprawy, że w ich życiu czegoś brakuje. Ci, którzy ją poznali cierpią, bo wiedzą, że ich szczęście odeszło bezpowrotnie. Zdają sobie sprawę, że ich śmiech już nigdy nie będzie do końca szczery, że ból już zawsze będzie zabarwiał ich rzeczywistość. Gdy tylko pomyślę, że już nigdy nie usłyszę jej melodyjnego głosu, ani zaraźliwego śmiechu, mam ochotę krzyczeć z rozpaczy. Mimo, ze Vick jeszcze żyje, to świadomość, iż w każdej chwili może umrzeć powoli mnie zabija. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę zrobić nic, aby pomóc jej przeżyć. Już nawet nie chodzi o to, ze to wszystko stało się przeze mnie. Chrzanić moje poczucie winy. Teraz liczy się tylko jej bezpieczeństwo. 

Boże, daj mi odwagę, by zmienić to co zmienić mogę i siłę, by pogodzić się z tym na co nie mam wpływu. Bo jestem zbyt wielkim tchórzem, by powiedzieć chłopakom prawdę, i zbyt bezsilnym człowiekiem, aby móc pogodzić się z własną bezradnością i z tym co zrobiłem. Jestem wręcz żałosny, nie zasługuję na Torie. Może dlatego wybrała Nialla?
Ale teraz to nie jest najważniejsze. Liczy się tylko to, aby przeżyła. Zaśmiałem się w duchu nagle pojmując ironię życia: zapominamy, że nasza egzystencja jest krucha i ulotna, zachowujemy się jakbyśmy byli nieśmiertelni, a potem przychodzi takie moment, w którym poznajemy wartość życia. Kiedy tak się dzieje? Gdy stajemy przed obliczem śmierci. Czy to nie jest zabawne? A może po prostu oszalałem? Tak, to bardzo prawdopodobne. Już nie poznaję samego siebie.

Wyrywam się z kich chaotycznych myśli i rozglądam po poczekalni przed salą operacyjną , w której jestem razem z chłopakami i mamą Victorii. Niall siedzi obok mnie i płacze. Już na pierwszy rzut oka widać, że strach o Torie wypełnia każdą komórkę jego ciała. On ją chyba naprawdę kocha. Wiecznie wesoły Harry, który nigdy nie może wytrzymać w jednym miejscu dłużej niż pięć minut teraz siedzi naprzeciwko nas wpatrzony w ścianę, całkowicie oderwany od rzeczywistości. Wygląda, jakby uleciała z niego cała chęć życia. Louis chodzi w tę i z powrotem po korytarzu pocieszając mamę Vick i co jakiś czas dopytują się pielęgniarek o przebieg operacji. Teraz to on jest Panem Odpowiedzialnym, ja nie mam siły na grę pozorów. Zayn stoi przed blokiem operacyjnym wypalając jedną paczkę papierosów za drugą; robi tak zawsze, kiedy jest zestresowany i musi odreagować. 

Atmosfera w poczekalni jej tak przepełniona cierpienie i bezradnością, że można by niemal ciąć ją nożem. Emocje przygniatały mnie swoją siłą, myśli kotłowały mi się w głowie niczym kule w bębnie totolotka. Chcą stąd uciec postanawiam dołączyć do Malika. Zresztą i tak muszę z kimś pogadać, a to zawsze z nim miałem najlepszy kontakt. 

Wyszedłem z bloku operacyjnego i stanąłem obok Zayna. Mulat nawet mnie nie zauważył, wpatrzony w przestań delektował się dymem nikotynowym wciąganym do płuc.
- To moja wina – wyrwał mi się, zanim zdążyłem pomyśleć.
Zayn drgnął i spojrzał w moją stronę. W jego oczach dostrzegłem cierpienie. Nic dziwnego, przecież był z nią bardzo blisko. Zaufała mu, stał się jej przyjacielem.
- Co jest twoja winą? – zapytał opanowanym głosem, podnosząc do góry brwi, w oznace zdziwienia. Muszę przyznać, że całkiem dobrze się trzymał.
- To przez mnie Victoria miała wypadek. Gdy poszliśmy do sklepu, w pewnym momencie zatonąłem w jej turkusowych oczach i… pocałowałem ją. Odepchnęła mnie i oznajmiła, że musimy o tym zapomnieć, bo kocha Nialla. Pomyślałem wtedy, że nie mam nic do stracenia i wyznałem jej, że się w niej zakochałem. Potem…uciekła mówiąc, że musi pomyśleć. Chciała przebiec przez ulicę i wtedy potrącił ją ten przeklęty samochód – wyrzuciłem z siebie i rozpłakałem się jak małe dziecko.
Na twarzy Zayna malowało się zdziwienie. Nie spodziewał się czegoś takiego. Widząc moje łzy otrząsnął się jednak z szoku i zaprowadził mnie do ławki, która stałą nieopodal.
- To nie twoja wina Liam – powiedział obejmują mnie i tym gestem próbując dodać mi otuchy. – Powinna wiedzieć. Jej reakcja świadczy tylko o tym, że Ty też nie jesteś jej obojętny. Zachowała się wyjątkowo lekkomyślnie wybiegając na ulicę, ale jest tylko człowiekiem, a ludzie popełniają błędy. To co się stało nie jest niczyją winą.
- Tak bardzo chciałbym cofnąć czas – wyznałem załamującym się głosem.
- Czasu nie da się ani cofnąć, ani przyspieszyć. Im szybciej się z tym pogodzimy, tym szybciej zaczniemy go lepiej wykorzystywać. Wiesz Liam… Czasem przychodzi burza, ale problemy są po to, żebyśmy byli w stanie docenić piękne chwile. Poza tum każda burza ma to do siebie, ze prędzej czy później przemija, a potem zawsze wychodzi słońce. A więc weź się w garść. Gdy Torie się ocknie będzie potrzebowała twojego wsparcia i zrozumienia jak niczego innego– powiedział Malik klepiąc mnie po plecach i znowu zaciągając się papierosem.
- Ja.. dziękuję. Cieszę się, że mam takiego przyjaciela jak Ty. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił – powiedziałem wstając z ławki.
- Nie ma za co. Po to tu jestem, nie? – lekko się uśmiechnął, ale jego oczy nadal pozostały smutne. – Podczas gdy cierpiącemu fizycznie potrzebny jest lekarz, cierpiącemu psychicznie potrzebny jest przyjaciel. Zawsze tak było, jest i będzie. Ludzie mają to do siebie, że potrzebują drugiej osoby, aby uświadomić sobie niektóre rzeczy. Zresztą, to Ty zawsze wspierałeś mnie. Cieszę się, że mogłem Ci się chociaż trochę odwdzięczyć – powiedział. – Zawołaj mnie, jak operacja się skończy – poprosił i pogrążył się we własnych myślach.

A ja, pełen siły, którą wypełniała nadzieja, poszedłem pomóc Louisowi wszystko ogarnąć. Już nie płakałem. Wierzyłem w to, że wszystko będzie dobrze. 

********************************************************
CZYTASZ? KOMENTUJ!
Na wstępie chciałabym Was przeprosić: wiem, ze zawaliłam, bo rozdział miał pojawić się wcześniej. Próbując dotrzymać terminu napisałam coś co było... beznadziejne. Nie mogłam tego dodać. A wczoraj napisałam to co widnieje u góry, a z czego jestem naprawdę zadowolona. Mam nadzieję, że jakoś mi wybaczycie za to, ze tak późno, a treść Wam to wynagrodzi. 
Dziękuję Wam za komentarze, jesteście wspaniali! Wiem, że mogłoby ich być więcej, bo widzę, że dość licznie czytacie mojego bloga, ale nie narzekam. Cieszę się z tego co mam. 
Kiedy następny? Nie mam pojęcia. Jak mnie natchnie. Bo pisanie na siłę nie ma sensu.
Ach i jeszcze jedno: dedykacja dla Gabi! Gdyby nie Ty... nie wiem co bym zrobiła. Dziękuję! xxx
Pozdrawiam! xoxoxo

niedziela, 22 kwietnia 2012

22. Chaos uczuć.


~Liam~

Nie, nie, nie. To się nie dzieję na prawdę. To na pewno jakiś koszmar, z którego zaraz się przebudzę i wszystko będzie dobrze. Ona nie mogła zostać potrącona przez samochód. Po prostu nie mogła. Ale moje oczy nie kłamały, Torie leżała na środku jezdni niczym bezwładna lalka, z której uszło całe życie. Czyżby umarła? Nie, to niemożliwe, w to nie uwierzę. Ona musi żyć. 

Gdy po kilku sekundach, które wydawały się wiecznością, otrząsnąłem się trochę z szoku i odzyskałam panowanie nad własnym ciałem, co sił w nogach pobiegłem do nieprzytomnej dziewczyny. Padłem przy niej na kolana i chwyciłem ją za nadgarstek. Na całe szczęście wyczułem puls. Wyglądał niemal jakby spała. Była taka krucha, bezbronna… taka delikatna. O tym, że miała wypadek świadczyła jedynie czerwona pręga na jej policzku i ciężki oddech. Z oddali usłyszałem dźwięki wydawane przez zbliżający się ambulans. A więc ktoś zachował przytomność umysłu na tyle, żeby zadzwonić na pogotowie. Nagle zdałem sobie sprawę, ze płaczę. Mimo obecności tych wszystkich ludzi nie chciałem, ani tym bardziej nie potrafiłem powstrzymać łez spływających po mojej twarzy i obficie moczących mi koszulę na piersi, z której wydobywały się spazmatyczne szlochy. Nie obchodziło mnie teraz to, że paparazzi mogą mnie sfotografować. Jej życie było zagrożone i tylko to się dla mnie liczyło.

Bałem się. Byłem wręcz przerażony. Czułem się niesamowicie bezradny i słaby. Nie mogłem nic zrobić, nie mogłem jej w żaden sposób pomóc. Oddałbym wszystko, żeby móc zamienić się z nią miejscami, żeby tylko ona była bezpieczna. Kocham ją, co do tego nie mam już najmniejszych wątpliwości. Jeśli ona umrze… Nie potrafię bez niej żyć. Jeśli jej zabraknie to zabierze ze sobą część mnie. Jeśli ona odejdzie zapewne pójdę w jej ślady. Bo mimo, że nie jest i zapewne nigdy nie będzie moja, życie bez niej nie ma sensu.

Nagle poczułem jak ktoś odciąga mnie od jej ciała. Chciałem zaprotestować, ale zdałem sobie sprawę, że to ktoś z pogotowia. Dwóch pielęgniarzy podniosło ją delikatnie i położyło na noszach. Co do siebie krzyczeli, ale nic do mnie nie docierało. Nadal trzymałem jej przeraźliwie zimną dłoń w swojej i patrzyłem na jej nieprzytomną i nienaturalnie bladą twarz. Boże, dlaczego ona?
- Mogę jechać z nią? – udało mi się wykrztusić przez ściśnięte gardło. Mężczyzna stojący najbliżej mnie zmierzył mnie wzrokiem i widząc w jakim jestem stanie skinął głowę.
- Jesteś jej chłopakiem? – zapytał, a ja niestety musiałem pokręcić przecząco głową.
- Przyjacielem. – Zobaczyłem w jego oczach zrozumienie i współczucie.
- Taki przyjaciel to skarb – powiedział klepiąc mnie po plecach i razem i innym pielęgniarzem wniósł ją do ambulansu.

To wszystko było takie nierzeczywiste. Takie niesprawiedliwe. A najgorsza była świadomość, ze to wszystko przeze mnie. Gdybym jej nie pocałował, gdybym nie wyznał jej swoich uczuć nie uciekłaby wtedy ode mnie, nie próbowałaby przebiec przez ulicę. To wszystko przez mnie. To ja byłem winien tego, że leży teraz nieprzytomna na noszach, znajdują się w pędzącej z zawrotną szybkością  karetce. Gdyby nie ja nic by się nie stało.
Cały czas trzymając ją za rękę wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Nialla. Miał prawo wiedzieć. To on powinien tu z nią siedzieć. To on był jej chłopakiem. To jego kochała. Nieważne jak bolesna była ta świadomość musiałem o niej pamiętać.
Chłopak odebrał po pierwszym sygnale.
- Halo?
- Torie miała wypadek. Właśnie jedziemy do szpitala – wyszeptałem schrypniętym od płaczu głosem i się rozłączyłem. Nie miałem siły na dalsze wyjaśnienia.

~Niall~

Na początku słowa Liama do mnie nie dotarły. Jak to: miała wypadek? To niemożliwe. Przecież poszli tylko trzy przecznice dalej do sklepu, po marchewki! Ale gdy przeszedł już pierwszy szok wywołany niespodziewaną informacją prawda uderzyła mnie z całą swoją siłą. Wydałem z siebie jakiś nieartykułowany dźwięk, coś pomiędzy jękiem, a szlochem. Dobrze, ze siedziałem na podłodze, bo gdybym stał na pewno bym upadł. Reszta zespołu, dotąd siedząca na kanapie i oglądająca telewizję, zerwała się na równe nogi i stanęła przede mną.
- Co jest? – zapytał zaniepokojony Zayn. – Kto dzwonił? Coś się stało?
- Liam. On…Ona…miała wypadek – udało mi się wykrztusić i rozszlochałem się. Nie mogłem tego powstrzymać, nie panowałem nad własnym ciałem. Moja księżniczka, moje słońce, które nadawało blasku każdemu dniu spędzonemu razem. Dlaczego właśnie ona?
Poczułem jak czyjeś silne ramiona unoszą mnie z podłogi. To było Louie.
- Co się stało? Jak do tego doszło? Do którego szpitala ją zabrali? Czy to coś poważnego? – zapytał potrząsając mną lekko i zmuszając mnie do spojrzenia w swoje oczy.
- Ja… nie wiem. Powiedział tylko, że miała wypadek i się rozłączył. Ale… on płakał, Lou, słyszałem to w jego głosie – powiedziałem przez łzy.
Chłopacy spojrzeli po sobie, zapewne dochodząc do tego samego wniosku co ja: jeśli nasz wiecznie opanowany Daddy zareagował tak gwałtownie, to nie mógł to być niegroźny wypadek, a jej stan musiał być naprawdę kiepski.

********************************************************
 CZYTASZ? KOMENTUJ!
Przepraszam, że tak krótko i beznadziejnie!  Obiecuję, że następny pojawi się szybciej i będzie dłuższy. A tymczasem: dziękuję Wam za komentarze, fajnie, że to co pisze się komuś podoba. Ale wiecie, mam 34 obserwatorów i 12 komentarzy, co mnie troszkę dobija, ale nie to nie, łaski bez. 
W sumie to nie jestem pewna co się dalej wydarzy, a wiec Wasze spekulacje mile widziane ;)
Do następnego! xoxo
+ Tradycyjnie zapraszam na mojego drugiego bloga >KLIK<
PS. Jak chcecie być informowani albo whatever macie moje gg: 13700054 ;)

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

21. 'Kochać' posiada formę przeszłą.


~Vick~    
        
Jeszcze zanim wargi Liama spotkały się z moimi moje serce zaczęło bić jak szalone. Wiedziałam, że nie powinnam dopuścić do pocałunku, a jednak nie zrobiłam nic, aby temu zapobiec. To było nieuniknione. Wiedziałam, ze prędzej czy później nastąpi. Może to i lepiej, że stało się to szybciej? 

Kiedy usta Liama spoczęły na moich poczułem w sobie eksplozję doznań. Jednak odczucia były słabsze niż te, które towarzyszyły mi za każdym razem, gdy całowałam się z Niallem. Nie było w tym wszystkim…miłości.  Bo ja nie kochałam Liama. Jeszcze nie.
W momencie, w którym chłopak chciał pogłębić pocałunek odepchnęłam go od siebie na wyciągnięcie ręki, modląc się w duchu, żeby tylko nikt nie zrobił nam zdjęcia.

- Liam – zaczęłam słabo, starając się nie pokazać jak bardzo poruszyło mnie nasze zbliżenie. – To nie powinno było się zdarzyć. Musimy o tym zapomnieć. Zachowywać się tak, jakby tego pocałunku nigdy nie było, rozumiesz? Ja…naprawdę kocham Nialla – powiedziałam, a widząc ból w jego cudownych oczach przytuliłam go i dodałam tylko ciche: - Przepraszam.
Szatyn nie odezwał się, tylko mocno mnie objął. Czy to możliwe, że się we mnie zakochał? Nie, nie ma takiej opcji. Ale w takim razie skąd wziął się ból pomieszany ze smutkiem, który tak wyraźnie można było dostrzec w jego czekoladowych oczach? Przecież oczy są zwierciadłem duszy, a uczucia w nich ukazane nigdy nie są kłamstwem. Jak w takim razie mam zinterpretować jego zachowanie? Nie wiem co o tym wszystkim myśleć…Ale jednego jestem pewna: kocham Nialla.
- To ja przepraszam – wyszeptał Liam, a jego oddech owionął moją szyję, co wywołało dreszcze. – Wiem, że nie powinienem tego robić. Mówiąc, że tego nie chciałem lub żałuję, skłamię, ale wiem, że źle postąpiłem. To był impuls. Chcę tylko, żebyś miała świadomość tego, że… - zawahał się i dokończył niemal niedosłyszalnie - kocham Cię.

Na te dwa słowa mój wszechświat eksplodował, a w mojej głowie jednocześnie pojawiło się tysiące myśli. Byłam w totalnym szoku, nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć, nie wiedziałam jak powinnam się zachować. Liam mnie kocha? Jego wyznanie było strasznie surrealistyczne, ale jednak prawdziwe. Powiedział to. Wyznał mi miłość.
Te dwa słowa wywołały w mojej głowie totalny mętlik. Nie wiedziałam co powiedzieć, ale… nie chciałam go okłamywać. Chłopak zdobył się na szczerość, wyznał mi swoje uczucia mimo tego, że wiedział co czuję do Nialla. Postanowiłam, że ja także powiem mu prawdę. Tylko co jest tą prawdą? Nie mam pojęcia. To wszystko jest takie… przytłaczające. Czy kocham Liama? Nie wiem, nie wydaje mi się. Być może jestem bliska zakochania się w nim, ale ten moment chyba jeszcze nie nastąpił. Na pewno jest dla mnie ważny, ale jak bardzo? Przecież kocham Nialla! To jest miłość jedna na milion! Już zawszę będę go kochała! Prawda…? I nagle przez głowę przeszła mi pewna myśl: gdyby miłość była nieśmiertelna słowo kochać nie miałoby czasu przeszłego. Dlaczego właśnie teraz? Czemu Liam nie mógł wyznać mi swoich uczuć wcześniej? Zanim zostałam dziewczyną Horana? Ale czy to by coś zmieniło…?
Wbrew pozorom to wcale nie jest takie proste, sytuacja, w której masz do wyboru dwie opcje, ale obie są tak dobre, ze masz problem z wyborem.
- Ja…przepraszam Liam. Należymy do tej samej bajki i być może Ty jesteś w niej księciem, ale ja na pewno nie jestem księżniczką… Ja…Przepraszam Cię, muszę pomyśleć…Ja…ja już nic nie wiem – powiedziałam i z płaczem wyrwałam się z jego ramion, a potem pobiegłam przed siebie. Byle jak najdalej stamtąd.

~Liam~

Pobiegła. Tak po prostu. Zostawiła mnie zaraz po tym, jak wyznałem jej swoje uczucia. Dlaczego? Nie wierzyłem w to co powiedziała. Widziałem w jej oczach wewnętrzną walkę i rozdarcie. A może tylko mi się wydawało? Może chciałem to widzieć? Może powiedziała to co było prawdą? To co uważała za prawdę? Nie mogę się jednak wyzbyć nadziei, że ona być może coś do mnie czuje. Bo przecież…odwzajemniła pocałunek, prawda? Nie dopuściła, aby przerodził się w coś bardziej namiętnego, ale jednak nie odepchnęła mnie od razu. Wydawała się… delektować moimi ustami, zatracać się w chwili zbliżenia. W takim razie dlaczego powiedziała, że kocha Nialla? Chociaż… to chyba dobrze, że mnie nie okłamała. Przynajmniej była szczera. Nie rozumiem tylko, jak mogła kazać mi zapomnieć. Jak miałem wyrzucić z pamięci jedne z najlepszych chwil mojego życia? Bo nasz pocałunek zdecydowane był magiczny i…niezapomniany. Zresztą, tego nie da się opisać słowami. Przez chwilę byłem najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Wtedy… wszystko było możliwe, nie liczyło się nic oprócz nas i tej chwili bliskości. Ale czar chwili szybko prysł i wróciła szara, okrutna rzeczywistość, w której Torie była dziewczyną mojego przyjaciela. Boże, co ja najlepszego zrobiłem? Jak ja mogłem? Jednak mimo wszystko nie żałowałem. Nawet jeśli to już nigdy się nie powtórzy już zawsze będę miał w pamięci smak jej ust, dotyk jej ciała, widok całkowitego zapomnienia, który dostrzegłem w jej oczach. To wspomnienie będzie dawało mi siłę i nadzieję nawet wtedy, gdy będę widział ją z Niallem, nawet wtedy, gdy będzie mi pękało serce. Nawet wtedy kiedy będzie mi się wydawało, że ona już nigdy nie będzie moja. Bo… bo nadzieja jest nieśmiertelna. Moje uczucie nie umrze, ponieważ już zawszę będę karmił je wspomnieniem tej jednej chwili, w której byliśmy jednością i w której wydawało mi się, że ona coś do mnie czuje. Niezależnie od tego, czy zdrowy rozsądek i rzeczywistość będą próbowały zabić moją miłość, bo ona zawsze znajdzie sposób, aby ponownie stanąć na nogi.
 
Z moich rozmyślań wyrwał mnie pisk hamulców samochodowych. Automatycznie odwróciłem się w stronę, z której dochodził dźwięk i wtedy czas jakby zwolnił. Zapłakana Victoria była na ulicy, a centymetry od niej znajdował się zderzak jakiegoś samochodu. Nie miała szans uciec. Gdybym mógł podbiegłbym tam i zasłonił ją sobą. Ale nie mogłem. Stałem całkowicie bezradny na środku chodnika, a z moich oczu płynęły łzy rozpaczy, widząc jak miłość mojego życia uderzona przez samochód leci w powietrzu niczym kukiełka  ląduje na betonie parę metrów dalej cała zakrwawiona. Dla mnie czas się zatrzymał. Nie wierzyłem w to co się właśnie stało. Nie chciałem w to uwierzyć. 

********************************************************
Hej. powiem Wam tak: wena jest gorzej z sensem ciągnięcia tego. Ale jeśli chcecie to będę pisała dla Was, chociażby dla tych kilku osób. I...dziękuję Wam, że jesteście.
Ogólnie to uważam, że ten rozdział jest beznadziejny, ale Gab przekonała mnie, żebym wstawiła, a więc jest.  Podoba Wam się chociaż? Wiem, że straszny smęt, ale...życie nie zawsze jest kolorowe. 
Teraz rozdziały będą pojawiały się raz w tygodniu, bo naprawdę będę musiała się wziąć za naukę a poza tym....zaczęłam coś pisać. A właśnie: gdybym napisała coś co nie będzie miało nic wspólnego z One Direction, przeczytalibyście? Bo...szczerze? Powoli mam dość. Gdy skończę tego bloga i Everlasting Love to na pewno nie napiszę nic o 1D. A więc jak jest?
Love xoxo
+ Oczywiście zapraszam na mojego drugiego bloga >KLIK<

środa, 11 kwietnia 2012

20. Nieobliczalne serce.


~Vick~

Właśnie zmierzałam w stronę domu One Direction. Z Karoliną umówiłam się na jutro, bo razem z chłopakami stwierdziłam, że Louisowi jest dzisiaj trochę gorzej i lepiej, żeby dziewczyna poznała ich jak jego zachowanie wróci do normy. Nie do normalności, bo on do normalnych nie należy.

Dochodząc do budynku zauważyłam Liama, który szedł w moją stronę.
- Hej – przywitał się i przytulił mnie.
- Cześć, gdzie zmierzasz? – spytałam go, oddając uścisk.
- Idę do sklepu po marchewki. Louis siedzi pod stołem w kuchni i powiedział, że nie wyjdzie dopóki nie dostanie tego głupiego warzywa. A że wszystkie zjadł, to zostałem oddelegowany na zakupy – wyjaśnił lekko się krzywiąc.
- Oj biedaku, zawsze Ciebie wszędzie wysyłają. Nie możesz im się tak za każdym razem dawać – powiedziałam patrząc mu prosto w oczy. W te jego piękne, brązowe oczy. Były niczym płynna czekolada zmieszana z miodem, przywodziły na myśl ciepłe promienie słońca. Dla nas czas się zatrzymał. Staliśmy naprzeciwko siebie i wydawałoby się, że zatraciliśmy się w sobie… W spojrzeniu Liama widniało takie ciepło, wręcz czułość i jakaś tęsknota. Powoli zaczął się pochylać w moim kierunku…. Ogarnij! Masz chłopaka, a to zmierza tylko w jednym kierunku! I już Ty dobrze wiesz w jakim! Odsunęłam się gwałtownie i sztucznie zaśmiałam.
- Em… To może poczekaj, ja przywitam się z Niallem i pójdę z Tobą? – pytanie samo wydostało się z moich ust. Ej, chwila moment! Masz najlepszego chłopaka pod słońcem! Co Ty wyprawiasz! Uh! Ale oczy Liama….one przyciągały mnie z jakąś niezwykłą siłą. Kocham Nialla, ale właśnie zdałam sobie sprawę, że szatyn mnie intryguje. Czuję, ze będą kłopoty.
- Dobra, to leć do niego, a ja tu poczekam – powiedział siadając na ławce. Czemu nie powiedział, że poradzi sobie sam i mam zostać z chłopakami? Uh, z tego nie wyniknie nic dobrego.
Uśmiechnęłam się do niego przez ramię i pobiegłam do domu chłopaków robiąc sobie wyrzuty. Co ja takiego wyprawiam? Kurde! Czemu Liam? Czemu teraz? Co to miało kurde być?! Przecież on mnie prawie pocałował! A gdyby doszło co do czego, to ja pewnie nie miałabym nic przeciwko. Głupia, głupia, głupia! Chociaż w sumie nie robię nic złego, prawda? Idę z nim tylko do sklepu po marchewki. A poza tym nigdy nie zdradziłabym Nialla! Przecież ja go kocham!

Bijąc się z myślami doszłam do drzwi frontowych, w które głośno zapukałam. Otworzyły się niemal momentalnie, a przede mną stanął Harry.
- Victoria! – krzyknął. – Całe wieki Cię nie widziałem! – i rzucił się na mnie, ściskając mnie tak mocno, że nie mogłam złapać powietrza.
- Harry, ja tez Cię kocham, ale mógłbyś mnie tak z łaski swojej puścić? Nie mogę oddychać – wykrztusiłam.
- A ja myślałem, że kochasz tylko mnie – usłyszałam znajomy głos dochodzący zza pleców Loczka.
- Niall! – krzyknęłam wyswobadzając się z ramion przyjaciela i rzucając się na szyję blondynowi. Blondyn tylko zaśmiał się cicho i mnie pocałował.
- Też się cieszę, że Cię widzę – powiedział pomiędzy pocałunkami.
- Ej, bez mi tu takich! Ja jestem samotny! Też chcę buziaka! – zbulwersował się Harry i tupnął nogą niczym małe dziecko, na co tylko się zaśmialiśmy. – Nie no, teraz to jest foch! – powiedział i wymaszerował z hallu.
- Idziemy do mnie do pokoju? – zapytał mój chłopak lekko przygryzając moją dolną wargę.
- Mmm… Bardzo chętnie, tylko taka sprawa…Obiecałam Liamowi, że pójdę z nim po marchewki dla Lou. Teraz czeka na mnie na ławce. Przyszłam się tylko przywitać – powiedziałam odsuwając się od Nialla.
- Emm… szkoda. No to leć do niego. Tylko wracaj szybko, okay? – zapytał z niezbyt szczęśliwym wyrazem twarzy.
- Czy Ty jesteś zazdrosny? – zapytałam lekko zdziwiona.
- A mam o co? – odpowiedział mi pytaniem.
- Nie, nie masz – zapewniłam go, święcie przekonana, że mówię szczerą prawdę. Bo ja go kocham i nie mam zamiaru go zdradzić. Nawet, gdyby kusiły mnie te piękne oczy Liama. Ja się nie dam!
- Dobra, to leć – musnął moje wargi i obrócił się na pięcie zmierzając do kuchni. Eh, obym tylko nie zrobiła nic głupiego. Naprawdę nie chcę go stracić. Bez niego nie ma mnie.

~Louis~

Siedzę z Zaynem na kanapie w salonie. Stwierdziłem,  że siedzenie pod stołem nie ma sensu, jeśli i tak dostanę swoje marchewki. A zresztą, tam było strasznie niewygodnie!
Oglądamy właśnie jakąś bajkę Disneya. Ostatnio zauważyłem, że dość często po prostu siedzimy na kanapie i oglądamy filmy, ale mi to jakoś nie przeszkadza.
Nagle do pokoju wszedł Harry, który chyba był obrażony.
- Ej, a Tobie co? – zapytał Zayn patrząc na Loczka.
- No, bo oni znowu się liżą! Jakby się opanować nie mogli! Ja też zasługuję na trochę czułości! A ona tylko dla niego jest taka miła! – wytłumaczył sfrustrowany.
- Oj tam, nie przejmuj się –powiedziałem. – Ja i tak Cię kocham. W końcu znajdziesz tą jedyną. A oni są szczęśliwi i chyba nie powinniśmy mieć im tego za złe, prawda?
- No niby nie – powiedzieli jednocześnie, a ja spojrzałem zaskoczony na Zayna. Hohoho chyba ta mała zawróciła w głowie większej ilości osób, niż przypuszczałem.
Do salonu wszedł niezbyt szczęśliwy Niall, który usiadł na podłodze i od razu zaczął jeść chipsy, które ze sobą przyniósł.
- Ten też? – zdziwił się Zayn. – Co jest? Gdzie masz Vick?
- Poszła z Liamem po marchewki – odpowiedział niezbyt zadowolony.
- Zazdrosny? –zapytał Harry z łobuzerskim uśmiechem.
- Nie o to chodzi – odpowiedział nadal naburmuszony blondasek.  
- A o co? – spytał lekko zdezorientowany mulat.
- O nic – uciął Irlandczyk.
- To się chyba nazywa miłość- stwierdziłem, a jak zobaczyłem ich sceptyczne miny, dodałem – No wiecie, taki psychofizyczny stan niosący nieprzewidywalne skutki.
- Lou, od kiedy Ty znasz takie mądre słowa? – zapytał po chwili milczenia Harry.
- Od zawsze- odpowiedziałem i wyszedłem z pomieszczenia kierując się do swojego pokoju.

~Liam~

Szedłem z Torie w ciszy, każdy z nas pogrążony był we własnych myślach. Cały czas ukradkiem na nią spoglądałem, nie mogłem się powstrzymać. Ona jest taka piękna… Ale co z tego, skoro jest z Niallem? Przecież widać, że ona go kocha, a on poza nią świata nie widzi.
Nagle dziewczyna potknęła się, złapałem ją w ostatniej chwili chroniąc przed upadkiem na beton.
- Nic Ci nie jest? – zapytałem.
- Nie, wszystko w porządku. I nawet nie waż się ze mnie śmiać – zagroziła. – To chodnik mnie zaatakował! – zaczęłam się bronić, przy czym spojrzała mi w oczy.
W tamtym momencie czas się zatrzymał. Zatonęliśmy w sobie nawzajem zapominając o świecie zewnętrznym. Poczułem, że coś się zmieniło. Nagle wszystkie wątpliwości odnośnie moich uczuć do dziewczyny, którą trzymałem w ramionach, wyparowały. Niektórych uczuć nie da się opisać żadnymi słowami. Można mówić o miłości, śpiewać o jej skutkach ubocznych i odczuciach, które towarzyszą zakochaniu. Możemy opowiadać o tym jak nasze ciała reagują na ukochaną osobę, jak wariuje podświadomość. Jednak, żeby przekonać się, że każde z tych słów jest prawdą, żeby to wszystko zrozumieć, trzeba przeżyć miłość na własnej skórze. A ja właśnie się zakochałem.
Pochyliłem się lekko i nie widząc w jej oczach żadnego oporu delikatnie musnąłem jej cudowne, lekko rozchylone usta swoimi wargami.

********************************************************
No to powiem Wam tak: jeszcze z pięć postów i zawieszam bloga na czas niekreślony.Potem albo wrócę i będę pisać dalej, albo wstawię Wam epilog. Dlaczego? Bo już straciłam sens ciągnięcia tego dalej. Taka jest prawda. I tu już nawet nie chodzi o te głupie komentarze. Tak czy tak niedługo musiałabym się uczyć do GCSE i dodawać posty raz w tygodniu. Tyle, że... ja straciłam zapał. Może to jest przejściowe i zaraz wszystko wróci do normy? Nie wiem, ja tylko mówię jak jest. Zapewne wszystko niedługo wróci do normy...albo po prostu się pożegnam z tym blogiem. I tyle w temacie.
W każdym razie....nadal proszę o komentarze, bo ostatnio znowu było mało ;c 
Dedykuję i dziękuję Gabrielle! Jesteś wielka! Gdyby nie Ty, tego czegoś by tu nie było.
Do następnego! xxx
+  Zapraszam tutaj: http://xeverlastinglovex.blogspot.co.uk/ 
PS Ah i jeszcze polecam tego bloga : http://bloggerkagabrielle.blogspot.co.uk/ , bo jest świetny! 

sobota, 7 kwietnia 2012

19. Lou- pomysłowy Dobromir

~Torie~

Obudził mnie jakiś hałas. Otworzyłam oczy, żeby zlokalizować źródło dźwięku, który bezprawnie przerwał mój sen. Okazał się nim mój telefon. No tak, alarm. Czemu mój budzik nie potrafi przyjąć do wiadomości, że kocham moje łóżko, a jego wręcz nienawidzę? Ech, no nic, trzeba wstawać, bo dzisiaj szkoła.
Mimo iż spałam dobre dwanaście godzin oczy nadal same mi się zamykały. Do wstania bynajmniej nie zachęcała mnie perspektywa dwugodzinnej fizyki, która mam w poniedziałki. I to wcale nie chodziło o to, że nie lubię tego przedmiotu, bo go lubię (tak, wiem, jestem dziwna; peszek) tylko to, że siedzę na nim z Joe. Tak, coś czułam, że dzisiejsza fizyka da mi popalić. Nie dość, że moim nauczycielem jest jakiś niespełna półtorametrowy żydek, który myśli, że jest zabawny, a tak naprawdę wszystkich wkurza, to jeszcze obawiałam się spotkania z Joe. Z naszej dwuosobowej ławki nie było jak uciec. Chodzi mi przede wszystkim o to, że gdy zadzwoniłam do niego wczoraj, żeby się wytłumaczyć to zlał mnie mówiąc, że mam dać mu spokój i lecieć do swoich pedałków. Nie powiem, spodziewałam się czegoś takiego. Ale… to nie moja wina, że spotkałam Piotrka! Gdyby nie on na pewno spędziłabym wczorajszy wieczór z Joe. A tak to dupa blada, jest foch forever i jakoś wątpię w to, że uda mi się jakoś załagodzić tę sytuację. No cóż, za własne błędy trzeba płacić. Nawet jeśli wina nie do końca leży po mojej stronie.

Uciekając od nieprzyjemnych myśli szybko wstałam i wciągnęłam na siebie jakiś za duży czarny sweter, legginsy i moje czerwone conversy. Włosy jedynie przeczesałam palcami, bo gdybym je uczesała wyglądałabym jak pudel. Moje beznadziejne kłaki były strasznie gęste i do tego dość mocno falowane, a w zetknięciu ze szczotką przemieniały się w coś przypominającego lwią grzywę. Zostawiłam je rozpuszczone, nie mając siły aby próbować związać niesforne kosmyki w coś przyzwoitego. Musnęłam jeszcze rzęsy tuszem i poszłam do kuchni na śniadanie. 

Po skończonym posiłku chwyciłam torbę i ruszyłam do szkoły. Nie zakładałam nic na siebie, pogoda była naprawdę wspaniała jak na marzec. No cóż, stereotypy o angielskiej pogodzie wcale nie są prawdziwe. Dochodząc do szkoły zauważyłam Joe stojącego pod szkołą. No to się zaczyna.
***
Wracałam ze szkoły powłócząc nogami. Na całe szczęście jeszcze nikt nie wiedział o mojej zażyłości z One Direction, a ja nie miałam zamiaru się tym chwalić. Po co? Żeby czuć na sobie pełne zazdrości i nienawiści spojrzenia? Nie, dziękuje.
Joe też siedział cicho. Zresztą on udawał, że nie istnieję. Muszę przyznać, że niesamowicie mnie to bolało, ale co zrobić? Nie miałam zamiaru go ranić, nie zasłużyłam na niego. Może nadszedł czas, żeby po prostu się rozejść? Za dwa miesiące każdy z nas idzie w swoją stronę. Tak, już za dwa miesiące, bo dowiedziałam się dzisiaj, że nie chodzimy do szkoły do końca roku szkolnego, tylko do ostatnich egzaminów, które będą na początku maja. Fajnie, że mnie uprzedzili, nie? Skąd niby ja, polka, miałam o tym wiedzieć? Ech, nieważne.

Nagle poczułam w kieszeni wibracje telefonu. Uśmiechnęłam się do siebie. Pewnie Niall już nie może się doczekać, aż zawitam w ich „skromne” progi. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam.
- Cześć Wiktoria! To ja, Karolina – usłyszałam. Że co? Znałam tylko jedną Karolinę, która mogła do mnie dzwonić. Siostrę Michała.
- Hej. Co tam? – powiedziałam. Naprawdę ucieszyłam się z tego, że dzwoni. Zawsze miałyśmy dobry kontakt, może dlatego, że obie byłyśmy pozytywnie porąbane.
- U mnie w porządku. Spotkałabyś się ze mną dzisiaj? – jej pytanie lekko mnie zdziwiło.
- W sensie, że jak? Przecież ja mieszkam w Londynie, zapomniałaś?
- Tak się składa, że aktualnie też jestem w Londynie. Przyjechałam na tydzień z Michałem, muszę mu się pomóc jakoś ogarnąć w nowym miejscu. To jak, znajdziesz dla mnie czas? – spytała z nadzieją w głosie.
- No jasne! Tylko, że… wiesz ja już się na dzisiaj umówiłam z moim chłopakiem. Ale poczekaj chwilę, to zaraz do niego zadzwonię, przecież możemy się spotkać wszyscy razem. Oddzwonię do Ciebie, ok?
- No, dobra. Ale jak nie masz czasu to spoko, spędzę wieczór z miśkiem – zaśmiała się. Zawsze zadziwiało mnie to, że można mieć tak bliski kontakt z rodzeństwem. Karolina i Michał zawsze byli przyjaciółmi i świetnie się ze sobą bawili. Dziewczyna jest od niego o rok starsza, a mimo tego go nie olewa. Dziwne, ale prawdziwe.

W międzyczasie dotarłam do domu i rzuciłam się na łóżko. Zanim zadzwonię do Nialla muszę chwilę pomyśleć. Spotkać się z nią? Naprawdę się za nią stęskniłam, ale z drugiej strony to jest przecież siostra Michała. A co jak… a co jak zacznie temat? Jeśli mnie poprosi, żebym pomogła trochę jej miśkowi się zadomowić? Mam powiedzieć „sorry, ale nie”? A jak byśmy byli wszyscy razem, to na pewno padłyby pytania typu „kto to jest Michał?”. Bałam się, że moja słabość do Michała jest nadal wystarczająco duża, abym zgodziła się go wesprzeć. A zresztą, miałabym odmówić przyjaciółce? Sama nie wiem. Z tego na pewno nie wynikłoby nic dobrego.
Ale spotkam się z nią. Przecież nie oleję jej przez Michała, prawda? Nie pozwolę, żeby on w jakikolwiek sposób wpływał na moje decyzje. Już nie. Przecież się z niego wyleczyłam…prawda? Przecież mam Nialla!
Dobra, nieważne. Co ma być to będzie, jakoś sobie poradzę. Teraz tylko wystarczy zadzwonić do Nialla i spytać go, czy chłopacy nie mieliby ochoty spotkać się z moją przyjaciółką.

~Louis~

Siedziałem na łóżku Nialla i czekałem aż Irlandczyk wróci z kuchni, gdzie poszedł wiedziony pięknym zapachem. Pewnie Harry coś gotuje.
Nagle poczułem pod sobą dziwne wibracje. Po co Niallowi wibrator? Wstałem i spostrzegłem, że siedziałem na telefonie Nialla. No i wszystko jasne. Spojrzałem na wyświetlacz: Torie. Postanowiłem odebrać, bo mi się nudziło.
- Cześć kochanie – usłyszałem zaraz po naciśnięciu zielonej słuchawki.
- Hej skarbie. Nie wiedziałem, że używamy w stosunku do siebie spieszczeń, ale ja jestem jak najbardziej na tak – powiedziałem przez śmiech.
- O, to Ty Louis. Gdzie jest Horan? – zapytała lekko zawiedziona tym, że jej chłopak nie odebrał telefonu.
- Tak, ja też się cieszę, że Cię słyszę. Też strasznie tęskniłem. U mnie wszystko w porządku, a u Ciebie, słonko? – powiedziałem z sarkazmem. No sorry, ale mnie się nie zbywa, ani nie ignoruje. Jam jest Louis Tomlinson, a rękawica została właśnie rzucona. Nie przepuszczę jej tak łatwo tej zniewagi, która jest plamą na moim honorze.
- Przeprasza Lou, ale ja naprawdę mam do niego sprawę. Czy mógłbyś mi go podać do telefonu?
- Nie – odpowiedziałem krótko.
- Dlaczego? – zdziwiła się, a ja gorączkowo zastanawiałem się nad tym co by tu powiedzieć. Może powiedzieć, że wisi na żyrandolu i udaje samolot? Nie, nie uwierzy. Albo… że utopił się w basenie i jutro jest pogrzeb? To też nie jest raczej dobry pomysł, bo albo zrobi sobie krzywdę, albo zabije mnie za to, że powiedziałem jej coś takiego. Hm… co by tu… Mam! Czuję się normalnie jak pomysłowy Dobromir. Brakuje mi tylko święcącej żarówki nad głową.
- Zayn w akcie zemsty, za próbę pozbawienia go ucha postanowił porwać Nialla i przetrzymywać go jako zakładnika, aż nie stawisz się do pojedynku. Zamknął go w najwyższej komnacie, na najwyższej wieży, której drzwi strzeże osobiście. Jeśli jeszcze kiedykolwiek chcesz zobaczyć ukochanego żywego musisz go pokonać – powiedziałem w duchu gratulując sobie pomysłu. W sumie to zrobiłem z Nialla damę w opresji, ale on mi nawet do tej roli pasuje. – A dokonać tego bohaterskiego czynu musisz do północy. Aby to zrobić będzie Ci potrzeba cała odwaga i siła jaką dysponujesz, ponieważ Zayn nie odda Ci Nialla bez walki na śmierć i życie – dodałem.
- Louis, ćpałeś? – zapytała się dziewczyna, słychać było, że jest w lekkim szoku.
- Nie, a co?
- To Ty w pełni świadom opowiadasz takie bajki? Od teraz codziennie możesz do mnie wieczorem dzwonić i usypiać mnie jakąś opowieścią- oznajmiła. -  A teraz tak na serio, gdzie jest Niall?
- Poszedł coś zjeść – powiedziałem, niezadowolony z tego, że przejrzała moje niecne zamiary.
- Możesz mu przekazać, że dzwoniłam? I żeby jak najszybciej oddzwonił? Mam do niego sprawę. W sumie to się tyczy Was wszystkich.
- A o co chodzi? – zapytałem zaciekawiony.
- Moja przyjaciółka z Polski przyjechała na tydzień do Londynu. Chciałaby się ze mną dzisiaj spotkać, a ja już obiecałam Wam, iż do Was wpadnę, i tak sobie pomyślałam, że moglibyśmy się spotkać wszyscy razem. Co Ty na to? – spytała trochę niepewnie. – Ona jest naprawdę fajna – dodała.
- A jest taka ładna jak Ty? – wymsknęło mi się zanim zdążyłem zastanowić się nad własnymi słowami.
- Sam ocenisz – powiedziała lekko zawstydzona.
- No dobra, powiem mu. To na razie.
-Pa- pożegnała się.

Wstałem z łóżka Nialla i przeciągnąłem się. Coś strzyknęło mi w kręgosłupie. No stary, nie te lata. Chyba muszę zacząć ćwiczyć zanim całkiem zesztywniej, albo, co gorsza, zanim zamienię się w gumi-żelka.
Zszedłem schodami na dół i podążyłem do kuchni, gdzie zastałem jedynie Nialla. Jak zwykle coś jadł. Czy on ma dziurę w żołądku? Jeśli tak, to muszę mu powiedzieć, że doktor Lou chętnie zbada jego przypadłość i postara się coś na to zaradzić. Może zawiąże mu jelito na supełek? Albo przewiąże mu żołądek wstążką? Różową. W króliczki.

- No, chłopie – powiedziałem poklepując go po plecach. – Przykro mi, ale twoja dziewczyna dzwoniła, żeby mi powiedzieć, ze uciekła z tym chłopakiem z wczoraj na motorze. Kazał mi przekazać, że mamy o niej zapomnieć, bo już nigdy nie wróci – oznajmiłem na co blondyn wypluł wszystko co miał w ustach na stół.
- Że co?!
- To co usłyszałeś.
- Lou, ćpałeś coś? – zapytał blondyn.
- Czemu wszyscy podejrzewają mnie o to, że ćpam? – zdenerwowałem się. – Najpierw Victoria, teraz Ty. Ach, z Wami to nawet pożartować nie da! – powiedziałem i obrażony wymaszerowałem z kuchni.
Nie to nie, łaski bez. Jeszcze będą błagać na kolanach, żebym z nimi pożartował. Oni to się tylko na stypę nadają.

********************************************************
Hejka :D Dziękuję za komentarze, postaraliście się <3 
Powiem Wam, że perspektyw Lou miało tutaj nie być, ale ten rozdział był jakiś ciężki i rozbiłam go na dwie części. Druga część pojawi się w 20, zamiast niej wstawiam Wam coś od Louisa ;) Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Ja jestem zadowolona. 
Muszę Was ostrzec, że niedługo sielanka się skończy. Wiem, ze nie chcecie, żebym mieszała między Niallem, a Vick (ankieta), ale mam pomysł i niestety zamieszam. A poza tym Gabrielle ♥ przekonała mnie, że nie może być tak słodko, bo to nudne.
A więc: bójcie się! 
+Wesołych świąt!
Love xoxo
PS. Zapraszam na pierwszy rozdział na mojego drugiego bloga!  http://xeverlastinglovex.blogspot.co.uk/

czwartek, 5 kwietnia 2012

18. Odwaga posiadania marzeń.


~Louis~

Ze szpitala wróciłem kilka godzin temu, zaraz po skończeniu badań i wyjęciu wenflonu. Ał, to naprawdę bolało, zresztą nadal ręka pulsuje mi bólem przez to narzędzie szatana. A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że stosunkowo często coś mi się dzieje i muszą mnie nakłuwać. A co ja jestem, jakiś szaszłyk? No więc właśnie nie, ja jestem rodowym królikiem Bugsem! Nawet mam swojego doktorka! Będę go jeszcze musiał odwiedzić i to niekoniecznie jako pacjent.

Siedzieliśmy wszyscy na kanapie w salonie i oglądaliśmy „Toma i Jerry’ego”. Ta bajka chyba nigdy nam się nie znudzi. Wszyscy co chwilę wybuchaliśmy śmiechem. No, może wszyscy oprócz Vick, która smacznie spała wtulona w Nialla. Zayn próbował to wykorzystać i  się na niej odegrać za to, że chciała odgryźć mu ucho, ale nasz irlandzki chłopczyk bronił swojej ukochanej jak lew. A skoro o lwach mowa…
- Ej, co Wy na to, żeby obejrzeć „Króla Lwa”? – zapytałem chłopaków, którzy zgodzili się wydając krzyki pełne entuzjazmu. No normalnie jak stado pawianów w zoo. Tylko, że pawiany mają takie fajne tyłki, nie to co ta otaczająca mnie zgraja przygłupów. Ale ja i tak ich kocham, w końcu jestem jednym z nich.

Moje rozważania przerwała czołówka filmu. Nawet Vicky się obudziła i patrzyła jak zaczarowana w ekran. Normalnie jakby ją Kaa zahipnotyzował. O kurde, chyba mi się bajki pomyliły, bo to nie jest Księga Dżungli. A zresztą, mam prawo prowadzić wewnętrzne monologi, które nie mają sensu, w końcu miałem wstrząs mózgu, tak? Spojrzałem na ekran i co zobaczyłem? Zajebistą dupę Rafiki. Haha uwielbiam ten film. Oczywiście jak doszło do momentu śmierci Mufasy, to wszyscy się popłakali, ale to normalne, nie? W końcu przecież mały, biedny Simba stracił ojca! Inną oczywistością było, że na piosence Hakuna Matata wszyscy zaczęli śpiewać. A jak doszło do momentu, w którym Tiomon tańczył hula (http://www.youtube.com/watch?v=wkWs3HVww4I)  przed hienami, to Niall ze śmiechu aż spadł z łóżka.  Nie no, kocham tę bajkę. Zresztą jak można nie kochać „Króla Lwa”? To jest chyba najlepsza bajka Disneya jaką kiedykolwiek widziałem.
***
 Siedzieliśmy w piątkę na podłodze i układaliśmy puzzle. Tak, tak, wiem, że to bardzo inteligentne zajęcie, ale czego chcecie? Ja tam lubię puzzle. Vicky wybyła zaraz po filmie ścigana przez rodzicielkę, która przypomniała jej, że jutro już musi iść do szkoły i ma natychmiast stawić się w domu. Oczywiście Niall ją odprowadził, bo jakżeby inaczej. Gdyby on tego nie zrobił miała jeszcze przecież nas, nie? Podobała się całemu zespołowi, tego byłem pewien, a więc kilka chwil sam na sam z naszą niezwykłą przyjaciółeczką byłby jak uśmiech losu. Torie oczywiście jest nietykalna, bo chodzi z Niallem, ale i tak fajnie by było pobyć z nią trochę bez reszty. Była takim naszym małym słoneczkiem, którego promieniami radości wszyscy się ogrzewaliśmy. Ja pierdole, co to za porównanie? Chyba naprawdę musiała mnie mocno grzmotnąć tymi drzwiami, bo jest ze mną gorzej niż zazwyczaj. Najdziwniejsze są te moje wewnętrzne wywody, bo przecież to ja zawsze byłem ten co się drze i wydurnia, nie? A teraz tylko gadam ze samym sobą i uśmiecham się pod nosem. Eh, chyba po prostu muszę dojść do siebie po moim niefortunnym wypadku.

Chłopacy nie pytali o moje dziwne zachowanie, pewnie założyli, że to przez moje bliskie relacje z drzwiami Harry’ego. Jeśli tak jest to mają świętą rację.
- Idę spać – oznajmiłem głośno, podnosząc się z podłogi. Moi przyjaciele rzucili tylko dobranoc, a ja powoli podążyłem do mojego pokoju. Walnąłem się na łóżko i momentalnie zasnąłem.

~Niall~

Zaraz po tym jak Lou się zmył ja także podążyłem do siebie. Jest dopiero dziewiąta, ale moje powieki są ciężkie, jakby nagle przeistoczyły się w ołów. Chciałem jeszcze tylko usłyszeć głos ukochanej i zasnąć. Ległem na łóżko, wyciągnąłem telefon i przeczytałem ‘Wybacz, ale nie dzwoń już dzisiaj. Źle się czuję i jestem strasznie zmęczona. Przepraszam. Wpadnę do Was jutro. Kocham Cię. Vick xx’. Skrzywiłem się lekko, gdy odczytałem wiadomość. No, ale trudno, nie będę jej przecież budził tylko dlatego, że pragnę usłyszeć jej głos, to by było chore. W pewien sposób czułem się chory. Zachorowałem na miłość. Tylko, że zakochanie jest chyba jedynym rodzajem dolegliwości, z której wcale nie chcę się wyleczyć. Ja naprawdę kocham moją dziewczynę, mimo, że znamy się dopiero parę dni. Gdy po raz pierwszy ją zobaczyłem to było jak uderzenie pioruna. Nigdy dotąd nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, ale gdy już ją poznałem to nie mam zamiaru z nią walczyć. Czuję się z Torie jakbym odnalazł dawno zagubioną część siebie, z której braku nigdy nie zdawałem sobie sprawy. Teraz gdy już ją mam nie miałem najmniejszej ochoty żyć bez niej. Mam zamiar zrobić wszystko, żeby dziewczyna była ze mną szczęśliwa. Żeby mnie nie zostawiła. Bo bez niej czuję się nikim. To ona jest całym moim światem. 

Ostatnią myślą, która przeszła mi przez głowę zanim zasnąłem było: jeśli masz odwagę o czymś marzyć to masz także siłę, żeby tego dokonać.

~Liam~

Leżę na łóżku patrząc w sufit. Nie mogę zasnąć. Szczerze powiedziawszy dziwnie się czuję. Ja jestem… zazdrosny? Gdy widziałem dzisiaj Nialla i Torie aż coś mnie w środku skręcało. Czyżbym zakochał się w dziewczynie kumpla?
-No ładnie, teraz to przegiąłeś Payne – wyszeptałem w ciemność.
Zawsze to ja byłem tym odpowiedzialnym i zrównoważonym, a tu proszę, od środka pożera mnie potwór, którego postać przybrała zazdrość. Pluję sobie w brodę, że nie zrobiłem czegoś zanim dziewczyna wybrała Irlandczyka. Może miałem szansę? Zaraz jednak odrzuciłem tę myśl. Widziałem w oczach Victorii miłość i czułość za każdym razem gdy patrzyła na blondyna. W sumie to farbowanego blondyna, ale to nieważne. Każde takie spojrzenie bolało jak igła wbija w serce. Modlę się tylko, żeby to co do niej czuję nie było miłością. Może to po prostu zwykłe zauroczenie, które z czasem minie? Mam taką nadzieję, bo nie mam zamiaru psuć ich związku, ani cierpieć z powodu nieodwzajemnionych uczuć. Chyba czas żebym znalazł sobie dziewczynę.

Podobno najbardziej odczuwa się brak jakiejś osoby, gdy będziesz blisko niej i będziesz miał tę świadomość, że ona nigdy nie będzie twoja. Tak, to by się zgadzało.

********************************************************

Hej... Na sam początek powiem Wam, że strasznie mi przykro. Mam 29 obserwatorów, a ostatni rozdział skomentowało jedynie 6 osób ;c Bywało, ze miałam ponad 15 komentarzy, a tu nagle takie zmiana ;/ Wczoraj był taki moment, że zaczęłam się poważnie zastanawiać nad zakończeniem tego bloga. Ale potem zaczęłam pisać i już wiem, że przynajmniej na razie tego nie zrobię. To opowiadanie jest dla mnie odskocznią, szczególnie momenty z perspektywy Lou. Żałuję tylko, że gdy ja staram się i wyrażam siebie poprzez pisanie Wam nie chce się napisać kilku głupich zdań w komentarzu. Oczywiście nie mówię tu o wszystkich, bo niektórzy naprawdę mnie wspierają i zawsze zostawiają po sobie jakiś ślad. Dziękuje Wam za to.
 Mam nadzieję, że to co napisałam Wam się spodoba i że skomentujecie tego posta. Jeśli nie to trudno, jakoś przeżyję.
Ach i jeszcze jedno: ROZDZIAŁ Z DEDYKACJĄ DLA VAN! Jesteś jedną z osób, które są ze mną od początku. Dziękuję xxxx
Vick
PS. Zapraszam na mojego drugiego bloga!  [http://xeverlastinglovex.blogspot.co.uk/]
+Piosenka jest do części Liama i Nialla, do Lou wogóle nie pasuje. 

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Everlasting Love

No to jedziemy z tym koksem!
http://xeverlastinglovex.blogspot.co.uk/ - mój nowy blog! 

Na razie wstawiłam jedynie kilka słów ode mnie, ale za jakąś godzinkę powinien pojawić się prolog!   
Zapraszam serdecznie!

17. "Jak się masz doktorku?"


~Harry~
Leżę na łóżku i mam ochotę zasnąć i nigdy się nie budzić. Czasami nachodziły mnie momenty, kiedy popadałem w beznadzieję i wszystko przestawało mieć dla mnie jakikolwiek sens, świat stawał się szary i nieciekawy. Teraz właśnie przyszła jedna z takich chwil. Chcę być zwykłym nastolatkiem, który przeżywa zawody miłosne, dla którego pała w szkole to koniec świata, którym ludzie nie interesują się tylko dlatego, że jest gwiazdą.

Niestety taki los nie jest mi dany. Otrzymałem szansę na spełnienie marzeń, z której skorzystałem, ale za którą muszę płacić. Robię to o czym od zawsze marzyłem, zajmuję się na poważnie muzyką, ale niesie to ze sobą konsekwencje w postaci czarnych stron sławy. Oczywiście kocham moje fanki, ale czasami są one niezwykle męczące i irytujące; bardzo często przeginają z tym swoim uwielbieniem. Jestem zwyczajnym chłopakiem, któremu w życiu się poszczęściło, ale czasami marzę o tym żeby cofnąć czas i zmienić bieg wydarzeń. Ostatnio dość często do moich myśli zakrada się pytanie jakby to było, gdybym nie zgłosił się do X Factor. Zastanawiam się nad tym, ale nie żałuję. Dzięki programowi poznałem czwórkę najlepszych osób, jakie kiedykolwiek spotkałem; zyskałem prawdziwych przyjaciół.
Z moich rozmyślań wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi. To pewnie Louis, który ma zamiar znowu mnie pocieszyć. Ale ja naprawdę nie potrzebuję pocieszenia tylko zrozumienia. Chłopacy niby są w tej samej sytuacji, ale oni tak tego nie przeżywają. Tylko Niall zawsze mnie pod tym względem rozumiał, ale teraz ma Victorię i zapewne zmienił trochę sposób myślenia. Wreszcie znalazł kogoś kto nie interesuje się nim tylko ze względu na kasę i kto go kocha. Przynajmniej miałem nadzieję, że tak jest, bo nasz żarłok zasłużył na kogoś odpowiedniego i… prawdziwego; kogoś, kto niczego nie udaje.

- Mogę? –  usłyszałem i gdy podniosłem głowę ujrzałem w drzwiach głowę Vick. O wilku mowa.
- Jeśli musisz – powiedziałem przytłumionym głosem, wciskając twarz z powrotem w materac. Nie miałam ochoty teraz z nikim gadać, a już szczególnie nie z nią. Niby o czym miałem z nią rozmawiać? Ona nie zdaje sobie z tego wszystkiego sprawy, dla niej jest to niczym czarna magia. Jest zwykłą nastolatką, która związała się z gwiazdą, i która jeszcze nie odczuła presji fanów i paparazzi. Jeszcze, bo kiedy wyjdzie na jaw, że jest dziewczyną Nialla, to nie będzie miała łatwego życia. Fanki będą chciały ją zniszczyć.
- No weź, nie bądź taki, daj sobie pomóc – powiedziała błagalnie siadając na podłodze obok mnie.
- Ty masz mi niby pomóc? W czym? Nic nie rozumiesz – podniosłem głowę i wyszeptałem na tyle głośno aby mogła mnie usłyszeć.
- To pomóż mi zrozumieć. Jeśli mi nie powiesz o co chodzi, to nie będę miała nawet szansy na zrozumienie. Porozmawiaj ze mną – powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- To Ciebie nie dotyczy – odburknąłem. – To, że jesteś z Niallem nie daję Ci prawa do wtrącania się w nasze sprawy – powiedziałem szorstko i zaraz pożałowałem swych słów, bo zobaczyłem łzy w oczach dziewczyny, która zerwała się na równe nogi.
- Jak możesz?! Próbuję tylko pomóc! Nie rozumiesz, że niektórym na Tobie zależy? Dlaczego odtrącasz swoich przyjaciół? Rozumiem, że mnie nie lubisz i mi nie ufasz, ale to nie znaczy, że tak po prostu możesz mnie ranić! Ja też mam uczucia, wiesz? A reszta zespołu? Jakim prawem sprawiasz ból Lou? Jesteś tak wielkim egoistą, że nie obchodzi Cię co czują inni?!- wyrzuciła z siebie, a z jej oczu popłynął potok łez. Widać było, że to co powiedziałem było dla niej krzywdzące. Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jej na nas zależy. Szczerze? Rozważałem nawet różne opcje tego co mogło by się stać gdyby się okazało, że zadaje się z nami jedynie dla sławy i kasy; że to co robi i mówi nie jest częścią jakiegoś wielkiego teatralnego spektaklu, o którym nie mamy pojęcia, a w którym nieświadomie bierzemy udział. Muszę przyznać, że jeśli grała, to powinna dostać Oscara. Ale jakoś te moje przypuszczenia nagle wydały mi się głupie. Ona jest taka… naturalna, delikatna…bezbronna. A ja właśnie ją zraniłem.
- Ja.. przepraszam. Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, że Ty… Przepraszam – powiedziałem zrywając się z łóżka i przytulając szlochającą Torie do klatki piersiowej. Nie odepchnęła mnie, wręcz przeciwnie, wtuliła się we mnie,  a ja poprowadziłem ją do łóżka, na którym usiedliśmy. Nadal ją obejmowałem, a ona powoli się uspokajała. Tylko jej słone łzy nadal moczyły mi koszulkę. Zrobiło mi się głupio przez moje zachowanie. Dziewczyna próbowała mi jedynie pomóc, a ja od razu na nią naskoczyłem, jakby co najmniej chciała zrobić mi krzywdę. Ja… sam nie wiem czemu się tak zachowałem. Ona była godna zaufania. Niall wybrał ją z tysiąca innych, a to już coś znaczy. A tak poza tym, widziałem spojrzenia innych członków zespołu, które wędrowały w jej kierunku, kiedy myśleli, ze nikt tego nie widzi. Była w nich pewna tęsknota, coś na kształt żalu, że oni nie mogą jej mieć. Dlaczego wszyscy poznali się na niej wcześniej niż ja? Czemu ostatni zauważyłem, że jest niezwykła i niczego nie udaje?
- Ja naprawdę nie powinnam tak na Ciebie naskoczyć- zaczęła się tłumaczyć, gdy już całkowicie doszła do siebie. – Po prostu nie mogę patrzeć jak moi przyjaciele ranią się nawzajem. Mniejsza o mnie, ja sobie jakoś dam radę, ale naprawdę nie musiałeś wyżywać się na Louisie. On chciał tylko pomóc.
- Ej, spokojnie, należało mi się; powiedziałaś prawdę. To ja powinienem Cię przeprosić, nie Ty mnie. Nie powinienem się tak zachowywać, tylko… czasami mam gorsze chwile, muszę pobyć chwilę sam. To i tak nie usprawiedliwia mojego zachowania, ale może pomoże Ci trochę zrozumieć, bo ja...  czasami nie mam już siły. Jestem za słaby, nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić. To mnie przerasta– powiedziałem cicho, sam nie wiedząc dlaczego mówię to właśnie jej.
- Harry, spójrz na mnie- nakazała poważnym tonem, a ja podniosłem wzrok. – Wcale nie jesteś słaby. Myślę, że po prostu byłeś silny zbyt długo i niepotrzebnie próbujesz poradzić sobie ze wszystkim sam. Bo nie jesteś sam. Masz cały zespół, a teraz jeszcze mnie. Wystarczy, że się przed nami otworzysz, że pozwolisz sobie pomóc. Nie musisz mnie odtrącać, a tym bardziej nie powinieneś odcinać się od chłopaków, bo boli ich twoje podejście, twój brak zaufania. Jeśli zaraz powiesz, że nie chcesz ze mną rozmawiać, to zrozumiem to i zostawię Cię w spokoju, ale opowiedz o tym co Cię gryzie chociaż Lou. Marchewkowy naprawdę się martwi i szaleje z niepokoju. Dosłownie. Wepchnął mnie tu niemalże siłą, mówiąc, że jestem jedyną osobą, której stąd nie wyrzucisz. I wygląda na to, że miał rację. Tylko, że jeśli się przede mną nie otworzysz, to nie dam rady Ci w żaden sposób pomóc.
Jej słowa poruszyły we mnie jakąś strunę, o której istnieniu wcześniej nie zdawałem sobie sprawy. Jej bezinteresowność podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody. Jej wypowiedź uświadomiła mi, że już najwyższy czas, aby przestać tłumić w sobie emocje i otworzyć się na drugiego człowieka. Nie tylko na Vick, ale również na resztę zespołu, na ludzi, którym na mnie zależy, a których ranię swoim brakiem zaufania.
- Dziękuję Ci – powiedziałem patrząc w jej niebiesko-zielone tęczówki. – Ja… nie zdawałem sobie z tego wszystkiego sprawy. Gdyby nie Ty…. Cieszę się, że Cię mamy – wypowiadając te słowa zdałem sobie sprawę, że mówię szczerą prawdę. Byłem rad, że Niall odnalazł Torie, że sprawił, iż stała się naszą przyjaciółką. Victoria jest niezwykła i zdecydowanie nam potrzebna. Ta dziewczyna ma w sobie coś, dzięki czemu postanowiłem jej zaufać. Jest taka… oddana swoim przyjaciołom, chyba tak mogę ją określić. I jakimś szczęśliwym dla nas zrządzeniem losu to my, One Direction, staliśmy się jej przyjaciółmi.
  Dziewczyna nic nie odpowiedziała, po prostu mnie przytuliła i słuchała moich zwierzeń. Jej obecność była lepsza nić tysiąc słów. Jak to ktoś kiedyś powiedział przytulenie jest najskuteczniejszym balsamem emocjonalnym. Kiedyś w to nie wierzyłem, teraz już wiem, że ktokolwiek to był, miał rację.

~Louis~

Podenerwowany chodziłem w tę i z powrotem pod drzwiami Loczka. Czemu to tak długo trwa? Udało jej się? A może nie chce z nią gadać? Z jednej strony to dobrze, że jeszcze nie wykopał jej za drzwi, a z drugiej wcale nie. Nie powinienem jej tam zostawiać samej. Harry w złym humorze może absolutnie wszystko, nie przejmuje się tym, że może sprawić komuś ból; ma wszystko w głębokim poważaniu. Co będzie jeśli powie coś co ją zrani? Jeśli już nie będzie chciała do nas wrócić? I to wszystko stałoby się z mojej winy. Niall chybaby mnie zabił, zresztą nie tylko on; cały zespół ją polubił. Uh. I co ja mam teraz zrobić? Wejść tam? A może poczekać? Nie należę do ludzi cierpliwych więc czekanie raczej odpada. Nagle moje chaotyczne rozważania przerwało uderzenie drzwi, które znikąd pojawiły się w moim polu widzenia. Nastała ciemność.
***
Otworzyłem oczy. Leżałem na podłodze, a nad sobą widziałem głowy Torie i Harry’ego. Czemu tak bardzo boli mnie głowa? I czemu moi przyjaciele wirują? O co tu chodzi?
- Louis, wszystko w porządku? – dotarł do mnie dziwnie przytłumiony głos dziewczyny. Czułem się jakbym był pod wodą, a jej głos docierał gdzieś znad tafli jeziora, albo czegoś w tym rodzaju. Chciałem jej odpowiedzieć, że nic mi nie jest, ale mówienie jakoś nie bardzo mi wychodziło. Spróbowałem jeszcze raz, ale z moich ust wydobył się jedynie jęk i znów pochłonęła mnie nicość.
***
Pierwszą rzeczą, która dotarła do mnie po przebudzeniu było dziwne bzyczenie. Chcąc zlokalizować źródło niecodziennego dźwięku otworzyłem oczy, aby zaraz je zamknąć oślepiony przez neonowe światło szpitalnych żarówek. Zaraz, zaraz. Szpitalnych? Wciągnąłem powietrze przez nos. Tak, chyba jestem w szpitalu, bo śmierdzi tutaj środkami odkażającymi. Znowu uchyliłem powieki i rozejrzałem się wokół. Leżałem na twardym, szpitalnym łóżku, a na krzesłach ustawionych na około mojego legowiska usadowili się moi przyjaciele. Co ja tutaj robię?
Zespół pogrążony był w cichej rozmowie, tylko Vicky, którą obejmował Niall, siedziała w ciszy po prostu na mnie patrząc. Jej krzesło stało po prawej stronie łóżka, bardzo blisko mojej głowy, a więc widziałem ją z bliska. Miała ściągnięte rysy, zmartwiony wyraz twarzy, a na policzkach zaschnięte łzy. Płakała?
Gdy zauważyła, że odzyskałem przytomność chwyciła mnie za rękę.
- Jak się czujesz? – zapytała cicho.
- Jakbym z całej siły walnął głową w mur. Co się stało?
- Przepraszam – powiedziała z poczuciem winy. – Ja naprawdę nie chciałam uderzyć Cię drzwiami. Po prostu wychodziłam z pokoju Loczka, a tym tam stałeś i… i dostałeś – szybko wyrzucała z siebie słowa, a w jej oczach zalśniły łzy.
- Ej, nic się nie stało. To nie twoja wina. Proszę, nie płacz – powiedziałem mocno ściskając jej rękę i próbując dodać jej tym gestem otuchy. Nie odezwała się. Po prostu patrzyliśmy na siebie we względnej ciszy, bo chłopacy, którzy nie zauważyli, że się ocknąłem, nadal o czymś zawzięcie dyskutowali. Nagle Victoria mi się rozmazała. Poczułem ból przezywający moją czaszkę, wszystko ponownie zaczęło wirować. Znów zemdlałem.
***
Ocknąłem się. Znowu usłyszałem specyficzne bzyczenie żarówek i poczułem sterylny zapach szpitala. Ostrożnie otworzyłem oczy, nie chciałem, żeby światło znowu mnie oślepiło.
- Witam panie Tomlinson – powiedział jakiś facet stojący obok mojego łóżka. Chyba było moim lekarzem, bo miał na sobie biały fartuch, z którego kieszeni wystawała jakaś strzykawka i inne medyczne narzędzia tortur. Poczułem na placach ciarki. Niczego na świecie nie bałem się bardziej niż lekarzy. I strzykawek. No, może jeszcze krwi.
- Niech pan trzyma tą strzykawkę daleko ode mnie! – pisnąłem. – Nie będę musiał mieć żadnych zastrzyków prawda?
- Nic poza wenflonem, proszę pana – powiedział spokojnie łysiejący facecik. Na jego słowa odruchowo spojrzałem na nadgarstek i to co tam ujrzałem zmroziło mi krew w żyłach.
- Wyjmijcie ze mnie to narzędzie tortur! – krzyknąłem do moich przyjaciół, którzy akurat wrócili skądś do mojej sali. W odpowiedzi tylko zaczęli się śmiać. Wyglądali na strasznie zmęczonych. – Która jest godzina?
- Dochodzi druga - wymamrotał Niall przecierając oczy. Wszyscy otoczyli moje łóżko. Czułem się jak jakiś nowo odkryty okaz zwierzęcia w zoo.
- Ekhem – odkrząknął lekarz próbując zwrócić na siebie naszą uwagę. – Ma pan wstrząśnienie mózgu, musi pan zostać na obserwacji przynajmniej do jutra. Zemdlał pan kilkakrotnie, ale prześwietlenie nie wykazało niczego poważnego. Żadnego jedzenia przez dobę, może pan jedynie pić wodę. Acha, i jeszcze jedno: dla pana dobra lepiej by było, gdyby nie spożywał pan alkoholu przez najbliższe dwa tygodnie. Ostrożności nigdy za wiele – powiedział na odchodnym, a chłopacy zaczęli się ze mnie nabijać. Dwa tygodnie bez alkoholu?! No ładnie. A w przyszłym tygodniu są urodziny Harry’ego…

~Victoria~

Leżę na łóżku Nialla przytulona do mojego chłopaka. Jakąś godzinę temu opuściliśmy szpital zostawiając Lou samego, aby się przespał. Zresztą my też byliśmy już strasznie zmęczeni, szczególnie ja. Wykończyło mnie psychicznie zamartwianie się o Louisa i wyrzuty sumienia, bo to w końcu przez mnie wylądował w szpitalu.
- Kochanie, nie martw się. Nic wielkiego się nie stało –powiedział Niall całując mnie w głowę. Blondyn idealnie mnie rozumiał i przypuszczam, że z czasem jeszcze lepiej będzie odczytywał moje reakcje. No, ale cóż, łatwo mu mówić, to nie przez niego kumpel ma wstrząs mózgu.
- Nic się nie stało? Marchewkowy leży na obserwacji w szpitalu i Ty mi mówisz, że nic wielkiego się nie stało? A najgorsze w tym wszystkim jest to, że to wszystko przez mnie! – wyrzuciłam z siebie trochę histerycznie. Ja naprawdę nie mam już siły. Za dużo się dzisiaj wydarzyło. Dobrze, że przynajmniej mogę nocować do chłopaków. Nie wiem co bym zrobiła bez Nialla. Przy nim miałam chociaż nikłą nadzieję, że uda mi się po tym wszystkim odpocząć.
- Już jest dobrze, uspokój się. Nikt Cię o nic nie obwiania, to był tylko wypadek – powiedział mój chłopak mocno mnie przytulając.
- I.. nie jesteście na mnie źli? – zapytałam niepewnie. Naprawdę bałam się, że się na mnie gniewają.
- No coś Ty, każdemu to się mogło przytrafić. Zresztą to tylko wstrząśnienie mózgu. Zawsze mogło być gorzej. I wierz mi, bywało gorzej.
- Wolę sobie nie wyobrażać – uśmiechnęłam się lekko.
- Dobra, a teraz idź już spać. Powinnaś odpocząć. Jutro też jest dzień – powiedział i zaczął nucić mi jakąś kołysankę, której nie znałam, ale która natychmiast sprawiła, że moje oczy się zamknęły. Zasnęłam.

~Louis~

Siedziałem n łóżku i jadłem marchewki, które na moją prośbę przyniosła mi pielęgniarka, gdy nagle do pokoju sprężystym krokiem wszedł mój lekarz.
- Jak się masz doktorku? – zapytałem nadal pogryzając marchewki.
- Dzień dobry, nienajgorzej, dziękuję. Ale widzę, że Ty już chyba jesteś gotów na powrót do domu, czyż nie? – uśmiechnął się mężczyzna w odpowiedzi. Może Ci lekarze wcale nie są tacy straszni jak zawsze myślałem? Ten był całkiem miły.
- Jak najbardziej. Kiedy dostanę wypis? – zapytałem rozpromieniony. Miałem już dość sterylnego zapachu szpitalu i tego ciągłego bzyczenia żarówek. A poza tym chciałem wreszcie pozbyć się wenflonu z mojej dłoni.
- Za kilka godzin. Najpierw musimy wykonać badanie kontrolne i sprawdzić czy wszystko już jest tak jak być powinno. Swoją drogą, te drzwi, wczoraj, bardzo mocno Cię znokautowały.
- Być może. Za wiele z tamtego wydarzenia nie pamiętam, bo zemdlałem.  Przypuszczam, że już wiem jak czują się ludzie na haju. Wszystko wirowało i się rozmazywało. Brakowało tylko kolorowych światełek albo gwiazdek i byłoby jak w kreskówkach – powiedziałem nadal przeżuwając mój pomarańczowy przysmak. 

********************************************************
 Wróciłam! Mam internet! Cieszycie się? :D
Kolejny długi rozdzialik na rozluźnienie, coś ostatnio nie wychodzi mi pisanie na poważnie. Bywa.
Jako że są dzisiaj moje urodziny to postanowiłam zacząć publikować moje nowe opowiadanie, o tak, dla sprawdzenia się. Wstawię Wam za jakieś pół godzinki link, bo właśnie zakładam bloga. Na razie będzie kilka(dziesiąt xd) słów ode mnie, ale postaram się wstawić dzisiaj również prolog.
+ To, że zakładam nowego bloga nic nie zmienia, nawet będę opowiadał tę historię :D Tutaj posty będą się pojawiały tak raz, dwa razy w tygodniu (jak zawsze), a tam rzadziej, więc luzik :)
++ Mam teraz ponad dwa tygodnie wolnego, jako że skończył mi się term, a więc rozdziały być może będą pojawiały się szybciej, może nawet codziennie (ale będą krótsze- jak zawsze). Zależy to od tego jak będziecie komentować! 
--> Zaczynam właśnie nadrabiać zaległości u Was :D
Pozdrawiam! xoxox

About Me

Moje zdjęcie
Vick
Kocham pisać. Pisząc, czuję się w jakiś sposób spełniona. Takie same odczucia towarzyszą mi gdy rysuję. Ogólnie to jestem realistką, jedynie tworząc potrafię oderwać się od szarej rzeczywistości. Zawsze twardo trzymam się swoich poglądów, nie lubię podporządkowywać się innym. Jestem trochę zwariowana, ale to chyba normalne u nastolatek. Gdy coś sobie postanowię nieustępliwe dążę do wyznaczonego celu, zamieniam cię w perfekcjonistkę. Moje motto: "życie nie nie polega na szukaniu, tylko na kreowaniu samego siebie". We wszystkim co robię trzymam się tej zasady, bo nikt za mnie życia nie przeżyje, a tyko ja wiem co jest dla mnie najlepsze.
Wyświetl mój pełny profil

Czytam i polecam!

Obsługiwane przez usługę Blogger.