wtorek, 21 sierpnia 2012

Epilog.


           Siedziałam na wilgotnej, soczyście zielonej trawie. Kwietniowa mżawka delikatnie pieściła moją twarz, niczym dłonie czułego kochanka. Zadrżałam, bynajmniej nie z zimna. Własne, powracające falami wspomnienia powodowały dreszcze i kłujący ból w sercu. Kłamstwem jest to, że najbardziej cierpimy wtedy kiedy nie jest łatwo, bo tak naprawdę najgłębsze rany zadają szczęśliwe chwile, których nastał kres. Moje szczęście zniknęło razem z opadającymi kolorowymi liśćmi i razem z nimi zostało rozłożone na czynniki pierwsze. Teraz przyszła wiosna niosąca przebudzenie z letargu i świeżą porcję bólu.

            Poczułam, że ktoś koło mnie siada. Nie musiałam podnosić wypełnionych łzami oczu, żeby dowiedzieć się kim jest przybysz. Zayn miał dzisiaj próbę, a więc musiał to być mój odzyskany przyjaciel, Piotrek. Tak, wbrew zdrowemu rozsądkowi mu wybaczyłam. Potrzebowałam go, zresztą nie tylko ja jego. Prawdziwy przyjaciel jest rzadkością, a my oboje potrzebowaliśmy teraz bliskości drugiego człowieka. Zresztą, kto jej nie potrzebuje?

            Poczułam silne ramię obejmujące mnie w tali i zapach męskich perfum. Wsparłam się na nim, czerpiąc siłę z jego ciepła. Odkąd zostawiłam Nialla byłam niczym lodowa statua, która potrzebuje czyjegoś ciała, aby móc się ogrzać.

            Zawieszając wzrok na drżącej tafli wody, sięgnęłam pamięcią do dnia, w którym chłopacy pokazali mi ten urokliwy staw. Tamtego dnia spotkałam też Piotra i zostałam dziewczyną Nialla. Wtedy nigdy nie pomyślałabym, że moje życie potoczy się w ten właśnie sposób. Zresztą, to wszystko nadal wydawało mi się historią, która przydarzyła się komuś innemu. Opowieścią, którą znałam tylko ja, Piotrek i zespół, a w którą nikt by nie uwierzył. Opowiastką o dziewczynie, która tracąc miłość i szczęście zyskała przyjaźń i siłę.

            Jedynym dowodem na prawdziwość mojej przeszłości były zmiany, które we mnie zaszły. Rany na sercu wykrzywiły twarz w smutnym uśmiechu i pozbawiły oczy jakiegokolwiek blasku. Nagle z osoby czynnie biorącej udział w życiu stałam się niezauważanym przez nikogo obserwatorem. W parę dni z osoby wiecznie będącej w centrum wydarzeń zmieniłam się w niewidziany przez nikogo wrak człowieka. Ludzie, których uważałam za przyjaciół wydawali się nie dostrzegać mojej nieobecności, jakby nigdy mnie z nimi nie było. Z jednej strony ich postępowanie bolało, ale z drugiej strony cieszyłam się, że w końcu dowiedziałam się kim tak naprawdę dla nich jestem. Nikim. Czasami brutalne przebudzenie jest lepsze niż trwanie w pustym, nierealnym śnie.

            Kątem oka spojrzałam na Piotrka. Pozostał mi tylko on i Zayn, dwaj przyjaciele wśród tłumu kompletnie obcych mi ludzi. Bez moich Aniołów Stróży niechybnie zostałabym pochłonięta przez rozpacz. Byli niczym latarnie na  opanowanym przez sztorm morzu niepokoju i bólu, pokazujące mi bezpieczny, stały ląd. W ich towarzystwie nie czułam się pusta i bezużyteczna, ale potrzebna i doceniana. Przy nich mimo wszystko czułam, że żyję.

            W roztargnieniu uśmiechnęłam się lekko. Może jeszcze miałam szansę na odbudowanie rzeczywistości, której ściany zwaliły się na mnie, gdy rozstałam się z One Direction?

- Uśmiechasz się – ni to stwierdził, ni zapytał Piotrek, obserwujący mnie spod przydługiej blond grzywki. Szturchnął mnie lekko ramieniem, patrząc na mnie ciepło. – Podzielisz się ze mną tym co wywołało ten cudowny uśmiech?
- To nic takiego. Po prostu coś jest ze mną nie tak, bo w końcu zaczynam wierzyć, że dam radę się podnieść.
- Nigdy w to nie wątpiłem – powiedział, całując mnie w czoło.

            Piotrek był dobrym przyjacielem. Mimo, że nie do końca mnie rozumiał, to ze wszystkich sił starał się mnie pocieszyć. Po prostu był, a jego obecność dawała mi wiarę, iż może jeszcze jest szansa na to, że kiedykolwiek będę szczęśliwa. Kto wie co przyniesie kolejny dzień? Sam powrót Piotrka świadczył o nieprzewidywalności mojego życia.

- Kocham Cię – wyszeptał chłopak w moje włosy.

            Zesztywniałam. Właśnie padło słowo TABU. Oczywiście zdałam sobie sprawę, że chodzi mu o braterską miłość, jednak te dwa słowa sprawiły, że przed oczami stanął mi Niall. Tak bardzo za nim tęskniłam…

            Wyplątałam się z objęć Piotrka, w którego ramionach nagle zaczęłam się dusić, i powoli podeszłam do barierki otaczającej staw. Oparłam się o zimny metal i utkwiłam wzrok we własnych dłoniach, pokrytych żółtą farbą, która pękła pod naciskiem, gdy dotknęłam balustrady. Uparcie wpatrywałam się w drobinki w kolorze słońca, jakby skrywały w sobie odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Czy moje cierpienie miało jakikolwiek sens? Czy rozłąka sprawiała mu taki sam ból? Jak długo jeszcze dam radę egzystować bez Nialla, zanim się załamię? Może powinnam wrócić…?

            Nagle, jakby wybudzając się z transu, oprzytomniałam. Przecież to i tak nie miało sensu: te wszystkie pytania, ta paląca potrzeba wtulenia się w mojego byłego chłopaka. Byłego. To określanie bolało, nawet niewypowiedziane na głos. Nie chciałam myśleć o nim w ten sposób, bo sprawiało mi to tylko niepotrzebny ból. Ale z drugiej strony, nie potrafiłam wyrzucić tej sprawy z mojej głowy. Może już nigdy nie będę potrafiła.

- Wszystko w porządku? – wyrwał mnie z rozmyślań zatroskany głos Piotra.
- Nie, ale chyba najwyższy czas to zmienić. Za długo żyłam wspomnieniami. Może już nigdy nie będzie tak perfekcyjnie jak było kiedyś, ale w końcu życie nie jest idealne. Popełniłam wiele błędów, ale kto ich nie popełnia? Jestem tylko człowiekiem. Muszę po prostu stawić czoło problemom, bo uciekając od nich tylko oddalam się od ich rozwiązania. Wiesz, gdybym wcześniej wiedziała na czym polega dorosłość, to nigdy nie zapragnęłabym wychodzić z zza dużych butów mojej mamy – zaśmiałam się. Czyżbym w końcu miała zacząć żyć na nowo? – Tylko jeszcze nie wiem jak wyplątać się z macek bólu.
- Masz wybór – powiedział poważnie Piotr, odwracając mnie do siebie przodem. – Możesz siedzieć i płakać, albo wstać, powiedzieć sobie, że będzie dobrze, uwierzyć w to i zrobić wszystko co w twojej mocy, żeby znowu być szczęśliwą. Nie potrzebujesz nikogo, żeby żyć. Im wcześniej zdasz sobie z tego sprawę, tym szybciej poradzisz sobie z własnym życiem – zakończył swoją wypowiedź, przeszywając mnie niebieskimi tęczówkami.

            Wzięłam głęboki wdech. Czy miałam wystarczająco dużo siły, żeby się podnieść? A jeśli tak, to ile czasu minie, zanim znowu upadnę?

- Spróbuję. Zacznę na nowo cieszyć się życiem.
            
Jeśli uporam się z samą sobą, może znowu odbuduję spalone mosty? Przynajmniej taką mam nadzieję, bo przecież nigdy nie ucieknę przed własnymi uczuciami.

- Game over – wyszeptałam cichutko, zaczynając wierzyć w lepsze jutro.

********************************************


Witam wszystkich, którzy nadal tutaj są. Przepraszam za tak długą przerwę, ale nie miałam czasu, a poza tym, ten epilog musiał dojrzeć. Nie chciałam wstawić Wam czegoś płytkiego i beznadziejnego, bo przecież nie o to tutaj chodzi. 
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. Naprawdę starałm się dać z siebie wszystko i podoba mi się ten epilog. Ale ocenę pozostawiam Wam. 

BYŁABYM WDZIĘCZNA, ŻEBY WSZYSCY, KTÓRZY TO CZYTAJĄ ZOSTAWILI PO SOBIE KOMENTARZ. MOŻE TO BYĆ NAWET JEDNO SŁOWO, PO PROSTU CHCĘ WIEDZIEĆ ILU WAS TU JEST I CZY PISANIE DRUGIEJ CZĘŚCI MA JAKIKOLWIEK SENS. 

A teraz podziękowania.
Dziękuję Gabrielle bez której ten blog nie byłby taki jak jest teraz, a historia zakończyła by się w całkiem inny sposób. Dzięki za to, że jesteś xx
Massive thank you dla Van, bez której tego bloga najprawdopodobniej by nie było. Twoje komentarze dają mi mega kopa do pisania, Ty jako jedna z niewielu wytrwałaś ze mną od początku do końca. Dziękuję! xx
Wielkie poidziękowania należą się też Viper ;*, która swoimi kometarzami zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy i daje mi motywację do dalszego pisania. Dziękuję za to, ze chcę Ci się komentować :D xx
Dziękuję także Hoodie, której dawno tutaj nie było, a która zawsze daje mi do myślenia swoimi opiniami. Poza tym, czyta moje opowiadanie od początku. Dzięki za to, że chce Ci się czytać to co piszę ;) x
Dzięukuję także reszczcie moich czytelniczek,  zarówno tym komentującym, jak i tym, które nie zostawiają po sobie śladu, ale czytają moje wypociny. Wszystkie jesteście wielkie i gdyby nie Wy, ten blog by po prostu nie istniał! xxx

Nie wiem kiedy wrócę. Może niedługo, a może za pół roku. Nie mam pojęcia. A teraz pytanie do Was: wolicie, żebym zaczekała i wstawiałą posty regularnie, powiedzmy raz w tygodniu, czy pisała nieregularnie, ale na biężąco wstawiała to co tworzę? Wybór należy do Was. 

Pozdrawiam! xx

PS. Cały czas będę pojawiała się >TUTAJ<. Może nieregularnie, ale zawsze coś. + W tym tygodniu pojawi się tam nowy rozdział i mały bonusik, jako rekompensata za długą nieobecność ;)

+ Jak któś chciałby pogadać, zapytać o coś, albo cokolwiek, to tradycyjnie daję Wam moje gg: 13700054 ;)


poniedziałek, 16 lipca 2012

Info.

Jejku, przepraszam Was. Miałam już napisany epilog, ale nie był taki jaki być powinien. Zaczęłam od początku i teraz jest o niebo lepiej, ale musicie uzborić się w cierpliwość, bo ja, w przeciwieństwie do większoći z Was, zaczynam wakacje dopiero w piątek. Poza tym, moja przyjaciółka, której nie widziałam przez pół roku, a która nie wie, źe piszę, przyjeżdża za chwilę, więc będzie mi trudniej pisać. Epilog powinien pojawić się najpóźniej w weekend.
Po prostu chce odejść z klasą. Dacie mi czas?
Pozdrawiam!

poniedziałek, 25 czerwca 2012

27. Część 2.



~Zayn~

Bałem się, cholernie  się bałem, że gdy otworzę kopertę okaże się, iż Torie zmieniła zdanie i postanowiła całkowicie się odciąć. Miąłem biały papier w dłoniach już od dłuższego czasu, nie mogąc zmusić się do rozdarcia papieru. Chyba tylko ja jeszcze nie przeczytałem swojego listu. A co będzie jeśli się okaże, że treść mojej koperty niewiele różni się od reszty? Tego bym nie zniósł. Ale przecież mi obiecała…
Nie mogąc dłużej wytrzymać niepewności, pewnym ruchem otworzyłem kopertę i zagłębiłem się z słowach napisanych delikatnym, pochyłym pismem…

Zayn, 

  Pisze ten list, ponieważ chłopacy zaczęliby coś podejrzewać, gdybym tylko dla Ciebie nie zostawiła koperty. Tym bardziej, że na pewno zauważyli jak bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Pisząc te parę linijek postanowiłam naskrobać prawdziwy list. Pisanie o uczuciach zawsze szło mi lepiej, niż mówienie o nich.
  Wiesz, kiedyś zapytałam mojej mamy po co tak właściwie jest przyjaźń, skoro istnieje miłość. Powiedziała mi wtedy, że ‘ przyjaźń jest po to, by przywoływać śmiech tam, gdzie miłość pozostawiła łzy’. Dopiero teraz zrozumiałem sens jej słów. Ty mi w tym pomogłeś. Tylko Ty potrafisz sprawić, że głośno i szczerze się śmieję, gdy pęka mi serce. To właśnie Ty powstrzymujesz moje serce przed popełnieniem samobójstwa. Dziękuję Ci. Dzięki Tobie wierzę, że mimo wszystko sobie poradzę. 
  Zadzwonię do Ciebie, kiedy tylko zmienię numer. Podam Ci mój nowy adres i mam nadzieję, że odwiedzisz przyjaciółkę, która będzie wówczas tylko wrakiem człowieka. Mam nadzieję,  że ponownie natchniesz mnie życiem. Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnisz, bo bez Ciebie nie dam rady.
  Jesteś dla mnie niczym wymarzony, starszy brat. Kocham Cię jak przyjaciela i dziękuję, że nim jesteś. Cieszę się, ze mam kogoś, kto zamiast mówić puste ‘będzie dobrze’ powie ‘ nie będzie dobrze, ale Ty i tak sobie z tym poradzisz’.
  Torie.
  PS. Nie dopuść, żeby chłopacy przeczytali ten list. Nie chcę ich bardziej ranić. Ufam Ci.


Czułem się, jakby ktoś zdjął zmojego serca ogromny ciężar. Nie zostawiła mnie. Ulżyło mi. Tylko ona tak naprawdę mnie rozumiała. Nawet z chłopakami nie miałem tak dobrego kontaktu. Gdyby odeszła, zabrałaby ze sobą część mnie.

~Louis~
Siedziałem na łóżku nie bardzo wiedząc co powinienem ze sobą zrobić. Nasz dom, zawsze tak pełen życia, teraz zamarł. Wszyscy schowali się w swoich pokojach uciekając przed bólem. Czy oni nie rozumieli, że potrzebujemy siebie nawzajem? Że Torie zostawiła nas, żebyśmy odbudowali kontakty, a nie zamykali się w sobie? Nie mogliśmy pozwolić, żeby poświęciła naszą przyjaźń na marne!
Zerwałem się na równe nogi i szybkim krokiem podszedłem do biurka, na którym zostawiłem swój list. Z namaszczeniem wyjąłem kartkę papieru z koperty i ponownie zacząłem czytać, na nowo analizując każde słowo…
  
Louis,
  Zawsze przywołujesz na moją twarz uśmiech. Masz w sobie radość dziecka, a to jest najlepsza cecha, jaką może posiadać człowiek dorosły. Masz w sobie tę głęboką wrażliwość i rozumiesz rzeczy takie jakimi są, nie próbując doszukiwać się drugiego dna. Jesteś autentyczny. Jesteś po prostu sobą, Louisem Tomlinsonem, który kocha życie i nie uczestniczy w pędzie współczesnego świata. Jesteś niezwykły. Podziwiam Cię za to. Optymizm wymaga swego rodzaju odwagi i przede wszystkim wewnętrznej siły. Zazdroszczę Ci tego, bo ja tak nie potrafię. Nikt nie nauczył mnie tak pięknie żyć, nikt nie przekazał mi tajemnicy, którą jest sposób na pozostanie wiecznym dzieckiem. Bo tylko nieliczni mają tę cechę. Niestety, ja jej nie mam. A wtedy wszystko byłoby dużo prostsze.

  Lou, jesteś dla mnie jak brat. Z całego serca przepraszam Cię, jeśli moim odejściem sprawiłam Ci ból. A wiem, że tak jest, bo widziałem Twoją reakcję, gdy w szpitalu dowiedziałeś się, że niedługo zniknę. Przepraszam za to, że tak okrutnie ranię Twoje wrażliwe, delikatne i wypełnione po brzegi dobrem, serce. Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję tego, że muszę odejść. Naprawdę tego nie chcę. Staliście się całym moim światem i nie mam pojęcia jak będę bez Was funkcjonować. Kocham Was wszystkich, a rozłąka złamie mi serce, ale wiesz, że muszę. Nie widzę innego wyjścia. Nie ma innego wyjścia. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Będę strasznie tęsknić. 
  Nie zmieniaj się. Znajdź szczęście. Zasługujesz na nie jak nikt inny.
Torie.


Po moich policzkach znowu popłynęły łzy. Miałem prawo płakać, w końcu nie codziennie traci się przyjaciela. Moja łzy spowodowała także bezsilność. Czy oni nie widzą, że musimy dać temu radę razem? Że znowu musimy stać się jednością?
Szybkim krokiem ruszyłem do drzwi, z zamiarem przemówienia reszcie do rozumu. Musieli zrozumieć, że nie możemy się od siebie izolować, bo nie tego chciała Torie. Postanowiłem, że zrobię z nas z powrotem paczkę przyjaciół, nawet jeśli miałoby to rwać wieki. Było warto. A poza tym, miałem zamiar pozostać sobą, bo wierzyłem, że ona kiedyś wróci i wtedy wszystko będzie tak jak dawniej. Musi być.

~Harry~

Siedziałem zwinięty w kulkę na kanapie w salonie. Było mi zimno, jakby ktoś zabrał całe moje ciepło. Jakby Torie zabrała ze sobą słońce. Mimo, że nie byliśmy blisko to jednak przywiązałem się do niej, przyzwyczaiłem się do jej obecności. Wbrew temu czego się obawiała, nie obwiniałem jej o nic. To nie była jej wina.
Wyjąłem z kieszeni zmięty list, ponownie chłonąc słowa napisane przez Torie, jakby miały mi one oddać zagubione ciepło. Każda litera raniła, ale również była balsamem na zadawane rany.

  Harry,

  Nie byliśmy ze sobą bardzo blisko. Nie zdążyliśmy się tak naprawdę zaprzyjaźnić, zapewnić naszym relacją trwałego fundamentu, ale chcę żebyś wiedział, że zawsze byłeś i będziesz moim przyjacielem. Mimo iż jesteś ode mnie starszy, zawsze będę traktowała Cię jak młodszego brata potrzebującego starszej siostry, na którą będzie mógł liczyć, w której będzie miał bezwarunkowe wsparcie. 
  Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że pojawiłam się w waszym życiu. To Ty zawsze zachowywałeś dystans. Jeśli masz do mnie jakikolwiek żal… przepraszam. Szczerze. Nigdy nie chciałam zranić żadnego z Was. Dlatego odchodzę, mimo że to tak cholernie boli. 
  Powiedziałeś mi kiedyś, że jesteś za słaby. Wiem, że nie jesteś. Może po prostu jeszcze nie odkryłeś swojej siły? Kiedy będzie musiał, znajdziesz w sobie niezliczone pokłady wewnętrznej mocy. Ja odkryłam swoją właśnie teraz, odchodząc. Gdybym była słaba nie potrafiłabym odciąć się od Was własnym kosztem. Ale dzięki mojej sile robię to, bo wiem, że tak będzie dla Was najlepiej. Pamiętaj o tym w trudnych momentach. Ty też zawsze dasz radę podjąć właściwe decyzje i podnieść się po bólu, które one sprawiają.
  Będę za Toba tęsknić. Jeszcze raz przepraszam za wszystko. 
  Victoria.


Jej słowa napełniły mnie swego rodzaju siłą. Wierzyła we mnie. Wierzyła, że sobie poradzę. Nie mogłem jej zawieść, dlatego nie miałem zamiaru zamykać się w sobie. Miałem zamiar czekać na jej powrót, bo prawdziwa przyjaźń nigdy się nie kończy. A ja mimo, iż znałem ja najsłabiej, uważałem ją za przyjaciółkę. A dla przyjaciół warto przezwyciężyć słabości i stawić czoło problemom. 

*********************************************
 No he. Sorry, że dopiero teraz, ale mamy summer term i full egzaminów. Miały się skończyć w piątek, ale się okazało, że jest ich więcej -,- A poza tym mam Taster Days w collegach i projekty z Art, a to też pochłania czas.
Przepraszam, że torchę jałowo, ale tak jakoś wyszło ;/ Za to powiem Wam, że z epilogu jestem zadowolona :D
Dobra, to co, minimalnie 15 komentarzy i epilog? 
Pozdrawiam xxxx

piątek, 8 czerwca 2012

27. Część 1.


  
~Victoria~

Otworzyłam powoli oczy, czując pod poduszką wibracje mojego telefonu. Nadszedł czas. Dzisiaj opuszczając ten dom prawdopodobnie nigdy tu nie wrócę. Nadal to do mnie nie docierało.
Przekręciłam głowę na bok, żeby ujrzeć mojego śpiącego anioła. Miał taki spokojny i szczęśliwy wyraz twarzy… Uśmiechał się słodko przez sen.

Jego uśmiech sprawił, że w mojej głowie pojawiły się wspomnienia wczorajszego wieczoru. Głośny, szczery śmiech podszyty wszechobecną, osobliwą obawą i rozpaczą. Tęskne spojrzenia Liama rzucane w moim kierunku. Wygłupy Louisa, w których brakowało prawdziwej radości; wiedział, że niedługo odejdę. Słodkie uśmiechy Harry’ego, którymi obdarzał mnie przez cały wieczór. Pełne współczucia spojrzenia Zayna, które dawały mi siłę. Pocałunki z Niallem, czułość z jaką mnie traktował... Tak, ostatni wieczór z One Direction będę wspominała przez te wszystkie puste dni, które mają nadejść. Dobrze, ze Zayn nadal ze mną będzie. Bez niego bym nie przetrwała.

- Victoria – usłyszałam swoje imię, wypowiadane głosem od którego na moich plecach pojawiały się ciarki. Zastygłam w bezruchu. Czyżbym właśnie straciła szansę na ucieczkę? Przyjrzałam się uważnie twarzy chłopaka. Miał przyspieszony oddech, jednak nic nie wskazywało na to, że się obudził. Odetchnęłam z ulga, ale jego kolejne słowa znowu mnie zmroziły. – Nie odchodź – wymamrotał. –Kocham Cię.

Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Odetchnęłam głęboko, próbują uspokoić rozszalałe emocje. Nie mogłam się teraz wycofać. Przecież robiłam to dla jego dobra.

- Przepraszam –szepnęłam. Nie mogąc się powstrzymać musnęłam swoimi wargami miękkie usta ukochanego. Ten ostatni raz. – Ja też Cię kocham.

Nie odwracając się za siebie szybko wstałam i wciągnęłam przez głowę bluzę Nialla. Zaciągnęłam się jego zapachem, jak narkomanka kolejną działką. Chciałam mieć coś co pachniałoby nim, co zaspokajałoby chociaż trochę tęsknotę, która miała nadejść. W zamian zostawiłam mu mój sweter. Znając Nialla będzie mi za to wdzięczny. Co ta miłość robi z ludźmi. Znowu na niego spojrzałam. Nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności. Kochany romantyk. Szkoda, że już nie mój. Powstrzymałam się przed kolejnym pocałunkiem. Wiedziałam, że jeśli to zrobię to nie dam rady odejść. Już zaczynałam za nim tęsknić. Nie wiem jak bez niego przetrwam.

Podeszłam cicho do drzwi, przy których stała moja ulubiona, płócienna torba. Wyjęłam z niej pięć białych kopert, po jednej dla każdego. Położyłam je na biurku, obok telefonu Nialla. Chciałam mieć pewność, że je zauważą.

Ruszyłam w kierunku drzwi z zamiarem opuszczenia pomieszczenia, jednak nie mogłam zmusić się do przekroczenia progu. Nagle dopadły mnie wszystkie wątpliwości, które sprawiły, ze przestałam wierzyć w słuszność własnej decyzji. A co jeśli właśnie popełniałam największy błąd mojego życia? Co jeśli tylko niepotrzebnie ich raniłam? Ostatni raz spojrzałam na twarz Nialla.

- Żegnaj – wyszeptała i ze łzami w oczach zbiegłam po schodach. Trzaskając drzwiami opuściłam dom One Direction. Łzy przysłoniły mi wszystko, nie wiedziałam gdzie biegnę. Już nie było odwrotu.




~Niall~

Otworzyłem oczy z nadzieją ujrzenia obok siebie ukochanej. Rozczarowałem się widząc jedynie pustą poduszkę. Usłyszałem trzask zamykanych w pośpiechu drzwi. Tylko nie to. Nie wyszłaby bez pożegnania, gdyby nie miała ku temu ważnego powodu. A coś mi mówiło, że nie spodoba mi się motyw jej postępowania.

Wstałem powoli, przeciągając się. Na krześle przy biurku dostrzegłem czerwony sweterek, który Torie miała wczoraj na sobie. Podniosłem go i zaciągnąłem się jej słodkim zapachem, od którego się uzależniłem.

Na biurku obok telefonu spostrzegłem kilka białych kopert. Na tej, która leżała na wierzchu napisane było moje imię. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Domyślałem się co znajdę w środku.

Ciężkim krokiem podszedłem do łóżka i siadając na nim rozerwałem białą kopertę. Powoli wczytałem się w słowa listu…

   Niall.
  Przepraszam, że nie pożegnałam się z Tobą tak jak powinnam, że nie powiedziałam Ci, iż odchodzę, ale po prostu zabrakło mi siły. Wiem również, że byłbyś w stanie przekonać mnie do zmiany decyzji, a na to nie mogłam pozwolić.
Tak będzie lepiej, uwierz. ‘Forgive me, first love, but I’m tired. I need to get away, to feel again. Try to understand why.’
 
Nie chciałam Cię skrzywdzić. Boże, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo boli mnie każdy cios, który Ci zadałam. Muszę odejść. Mimo, że tak bardzo chciałabym zostać…  Niestety życia nie pokolorował Disney, a ja nie czekam na szczęśliwe zakończenie. Może moje serce nadal ma nadzieję na happy end, a dopóki żyję, zawsze będę naiwnie podsycała tę wiarę, ale nasza bajka najwyraźniej nie skończy się szczęśliwie. A to wszystko przeze mnie. Przepraszam.
  Wiesz, do naszej sytuacji idealnie pasuje piosenka A Fine Frezny „You picked me up”.
‘ I was like a shell upon a beach, just another pretty piece. I was difficult to see but you picked me up’ . Tak, zdobyłeś mnie, mimo cierni, które mnie otaczały. Sprawiłeś, że Ci zaufałam, że Cię pokochałam. Żałuję, że w efekcie tylko Cię zraniłam. Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz.
  Dziękuję Ci. Dziękuję za cudowną piosenkę, którą napisałeś specjalnie dla mnie. Dziękuję za to, że odważyłeś się mnie pokochać. Dziękuję za wszystkie wspólne chwile, których nigdy nie zapomnę. W momencie, gdy Ty dałeś mi tak dużo, ja ofiarowałam Ci tak niewiele… Bo niby co otrzymałeś w zamian? Serce dziewczyny prześladowanej przez przeszłość, którym musiałeś dzielić się ze swoim przyjacielem? Zniszczenie atmosfery w zespole? Blizny na sercu, które już zawsze będą Ci o mnie przypominały? Przepraszam, że nie mogłam dać Ci więcej i dziękuję, że nie żądałeś niczego, czego nie mogłam Ci ofiarować.
  Nie wiem jak sobie bez Ciebie poradzę. Może nie wytrzymam i wrócę? Jeśli tak się stanie, a Twoje serce będzie wtedy należało do innej, to uszanuję to. Nie będę się narzucała, nie będę uprzykrzała Ci życia. Ale mam nadzieję, że wtedy będziesz chociaż przyjacielem, bo bez Ciebie nie ma mnie. Wierzę, że w końcu nasze ścieżki znowu staną się zbieżne, a wtedy to Ty zadecydujesz czy należy mi się druga szansa.
  Będzie mi Was strasznie brakowało i nie wiem czy się po tym wszystkim pozbieram. Może kiedyś spotkasz ruinę dziewczyny, którą kiedyś poznałeś? Może wtedy los będzie dla nas bardziej łaskawy? Bo ja wierzę, że ruina to tylko droga do transformacji. Może mnie zmienisz, uratujesz przed samą sobą? Może ponownie nauczysz mnie jak żyć?
  Jeszcze jedno. Mimo, że nie będziemy razem, to zawsze będziemy bratnimi duszami.  Nasza miłość nie umrze, dopóki nasze serca będą bić. W trudnych momentach po prostu spójrz nocą w rozgwieżdżone niebo i pomyśl o mnie. Nieboskłon wszędzie jest ten sam. Gwiazdy będą naszym połączeniem, to z nich możemy czerpać siłę. Tylko to nam pozostało. Pamiętaj, że księżyc mimo iż zanika to i tak zawsze wraca do swej pełnej formy. Wierzę, że z nami będzie tak samo. Wierzę, że pozbieramy się po rozstaniu, a kiedyś, być może za kilkadziesiąt lat, znowu będziemy razem. Nigdy nie pogodzę się z myślą, że nasza historia, która miała trwać wiecznie, skończyła się w ten sposób. To po prostu niemożliwe.
  I’ll be lost without you until the last of days
 Kocham się całym moim poranionym, niewielkim serduszkiem, które bije tylko i wyłącznie dla Ciebie. Jeszcze raz przepraszam za wszystko.
  Torie.
  PS. Błagam, nie obwiniaj o nic Liama, to nie jego wina. Jesteście przyjaciółmi, nie pozwól, żeby ktoś taki jak ja zniszczył Wasze relacje. Nie jestem tego warta. To nie jego wina, że się w nim zakochałam. Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, musimy je po prostu zaakceptować, a po ciosach, które nam zadają, musimy podnieść się jak małe dzieci. Bo nikogo nie obchodzi to, że nasz świat się skończył. Nie rób żadnych głupstw. Nie ze względu na mnie. Proszę Cię tylko o to. Zrób to dla mnie. Pamiętaj, że zawsze będę Cię kochała.

Opuszkami palców delikatnie przebiegłem po linijkach tekstu. Na papier co jakiś czas skapywały moje łzy. Co czułem? Nic. Pustka pożerająca serce. Ona odeszła zabierając ze sobą cząstkę mnie. Palcem subtelnie dotknąłem miejsca, w którym moja świeża łza zmieszała się z jej zaschniętą. Nadal nie mogłem uwierzyć, że już jej nie ma. Ale nie mogłem też sprawić, że wróci.

~Liam~

Leżałem na łóżku, wpatrując się w białą kopertę z moim imieniem, która trzymałem w dłoniach. Kilka ostatnich godzin wpatrywałem się w nią bezsensownie, zwlekają z otwarciem listu. Wiedziałem, że Torie odeszła, bałem się tylko w jaki sposób się ze mną pożegnała. Chłopacy, którzy już otworzyli swoje koperty, zareagowali różnie. Harry patrzył tępo w ścianę, siedząc na kanapie w salonie. Louis płakał wtulony w Zayna, który jako jedyny zachował zimną krew. Mulat zawsze potrafił tłumić w sobie uczucia. A Niall? Blondyn zamknął się w swoim pokoju, a jedynym dźwiękiem, który stamtąd docierał było brzdąkanie gitary. Horan zawsze w trudnych momentach zatracał się w muzyce.

Drżącym palcami rozerwałem kopertę, z której wypadła zapisana karta. Zacząłem czytać:

  Liam,
  Jak już chyba się domyśliłeś ten list jest moim pożegnaniem.
  Nie wiem co powinnam tu napisać. Nie istnieją słowa mogące opisać moje uczucia. Sama nie wiem co tak właściwie czuję. Wiem tylko, że musze odejść.  Nasza znajomość była błędnym kołem, które można przerwać jedynie poprzez rozstanie.
  Przepraszam Cię za wszystkie blizny, które z mojej winy powstały w twoim dobrym sercu. Naprawdę nie chciałam Cię ranić, ale czasami jesteśmy jak w pułapce bez wyjścia: każdym ruchem ranimy tych, których kochamy.
  Tak, kocham Cię. Wiem, że nigdy Ci tego nie powiedziałam, ale wydawało mi się, że tak będzie lepiej. Nadal tak myślę, ale zasługujesz na to, żeby znać prawdę. Oboje na to zasługujemy.  Proszę, zrozum, Niall jest całym moim światem i nie mogłam go ranić. Nie w ten sposób. Wiem, że brzmię żałośnie, tym bardziej, że ranię go odchodząc,  ale taka jest prawda. Kocham Was obu i dlatego muszę zniknąć. Nie zniosłabym cierpienia żadnego z Was.
Może po prostu uciekam przed bólem?
 “ There’s nothing left I used to cry, my conversation has run dry.
That’s what’s goin’ on.  Nothing’s fine, I’m torn.” Zawsze uwielbiałam te momenty, w których jakaś piosenka idealnie pasowała do mojej sytuacji, ale nie teraz. Nienawidzę tego. Tak, jestem rozdarta i powoli brakuje mi łez, które zdołałyby wymazać ból i nie chcę słuchać jak Wy o tym śpiewacie. To tak niewyobrażalnie boli… Ale niedługo Wasza muzyka będzie jedyną rzeczą, która będzie dawała mi złudną nadzieję, że o mnie pamiętacie. Ta nadzieja będzie trzymała mnie przy zdrowych zmysłach.
  Wiesz… Kiedyś o mnie zapomnisz, tak jak zapomina się  o smaku wczorajszej kawy. Zapomnisz o morzu bólu, na którym pływały nieliczne tratwy szczęścia. Zapomnisz o tym jak przyspieszał oddech, jak serce gubiło swój rytm. Zapomnisz o pojedynczych słowach, gestach, momentach… Wszystko uleci z Ciebie tak jak życie ulatuje z człowieka umierającego. Nadejdzie oczyszczenie i spokój. Kiedyś zapomnisz jak smakowało moje imię. Wtedy oddasz swoje serce w depozyt komuś innemu, komuś lepszemu. Szczęście wypełni Cię całego, a wspomnienia związane ze mną zostaną zatarte, jak inicjały wyryte kluczem na parkowej ławce. Życzę Ci tego, wiesz? Mam nadzieję, że w końcu odnajdziesz szczęście, które zręcznie zszyje niezabliźnione rany w twoim sercu, pamiątki po naszej znajomości. Pragnę, żebyś był szczęśliwy.
  Goodbye my almost lover.
  Torie.

Łzy zalewały moją twarz, ale nie miałem siły na ich otarcie. To był chyba najgorszy moment w moim życiu. Ból rozrywał moje serce, a w mojej głowie panował chaos. Wiedziałem, że już nic nie będzie takie jak przedtem. Wiedziałem, że ja już nigdy nie będę taki sam. Coś we mnie umarło.


********************************************************


Postanowiłam podzielić ten rozdział na dwie części, bo wyszedł strasznie długi. Ale jestem z niego zadowolona. Mam nadzieję, że Wam też się podoba.
Kiedy pojawi się druga część? To zależy tylko i wyłącznie od Was. Wtedy, kiedy będzie przynajmniej 15 komentarzy. 
Dobra, nie rozpisuję, się. Powiem tylko, że pod epilogiem, który wstawię niedługo po drugiej częsci tego rozdziału, czeka na Was niespodzianka. Ale o tym później.
Pozdrawiam xxxxx
+ Jak chcecie pogadać, czy whatever, moje gg: 13700054 ;p


niedziela, 27 maja 2012

26. " Heart bears indentations of hurting child"



CZYTASZ? SKOMENTUJ!


~Victoria~

Dziś nadszedł ten dzień. Dzień wyjścia ze szpitala. Ostatni dzień, który spędzam z chłopakami. Dzień, którego tak bardzo się obawiałam, ale który musiał w końcu nadejść. Przez ostatnie dwa tygodnie, które spędziłam w szpitalnym łóżku, zdążyłam ustalić z mama, że przeprowadzam się do ojca. Nie chcę tego robić, wiem również, że ranię ją moją decyzją, ale musze zniknąć. Tak, wiem, uciekają jedynie tchórze, ale… czasami żeby móc ruszyć do przodu trzeba postąpić krok do tyłu. Znalazłam się właśnie w punkcie wyjścia, w pułapce uczuć, leków, niewypowiedzianych słów. Od czasu wypadku nie rozmawiałam z Liamem sam na sam. Może rzeczywiście jestem tchórzem? Ja osobiście wolę być określana jako zagubiona nastolatka, która kocha swojego chłopaka za bardzo, żeby wbijać szpilki w jego wrażliwe serce. Bo moje relacje z Liamem raniły Nialla. Wiem, że to nie było do końca słuszne i sprawiedliwe, ale obiecałam sobie, że do momentu, w którym odejdę, nie zranię świadomie blondyna. Chociaż tyle mogłam zrobić.

Liam. Nigdy nie wybaczę sobie bólu jakiego mu przysporzyłam. Nie zasługuje na to, tak samo, jak ja nie zasługuję na jego miłość. On jest zbyt dobry, zbyt wrażliwy, zbyt… idealny. Oboje, Liam i Niall, byli doskonali na swój sposób. Nie wiem czym sobie zasłużyłam na uczucia, którymi mnie darzyli. A może właśnie o to chodziło? Może przez to, że kochali mnie oboje już nigdy nie miałam zaznać prawdziwego, pełnego szczęścia?

Gdy byłam sama, lub towarzyszył mi jedynie Zayn, nie powstrzymywałam emocji i po prostu się rozpadałam. Łzy, które w takich momenty płynęły z moich oczu niczym rwący strumień, już na zawsze pozostawiły swoje odbicie w mojej psychice. Mulat… dzielił się ze mną swoją siłą, słuchał mojego szlochania, pozawalał mi się rozklejać, ale pilnował, aby nikt tego nie widział. Gdyby nie on nie miałabym siły by dalej żyć. Nie potrafiłabym odejść i wyniszczałabym nas wszystkich dzień po dniu. Malik okazał się najlepszym przyjacielem, jakiego tylko mogłam sobie wymarzyć. Nie zasługiwałam na niego, a jednak on zawsze był. Niall też był, ale z nim nie mogłam już rozmawiać na niektóre tematy. Wszystko za bardzo się skomplikowało. Tak bardzo, że nie dało się już rozplątać nici jaką były uczucia, problemy i ból. Teraz musiałam to zostawić, bo zaciągając więzy tylko bym wszystkich niepotrzebnie raniła. Musiałam przeciąć supeł, szybko i na zawsze. Tylko, że… już popełniłam jeden straszliwy i niewybaczalny błąd, którego konsekwencje na pewno jeszcze do mnie wrócą: obiecałam Zaynowi, że mimo, iż odejdę, to nadal będziemy utrzymywali kontakt. Tak, wiem, że nie powinnam, że najlepszym wyjściem byłoby odcięcie się od tego wszystkiego, ale nie potrafiłam tego zrobić. Nie potrafiłam rozstać się z Zaynem, tym bardziej, iż zdawałam sobie sprawę, że za parę dni będę potrzebowała kogoś, kto ochroni mnie przed obłędem, kto poskłada mnie powrotem, po tym jak rozpadnę się na czynniki pierwsze. Może i nie będzie miał dla mnie dużo czasu, ale będzie. Będę mogła z nim porozmawiać, wypłakać mu się w ramię, zwierzyć mu się z tego co we mnie siedzi. Bez niego nie dałabym rady żyć. Marzenia dają nam siłę by dążyć do wyznaczonych celów. Wiara daje nam siłę na lepsze jutro. Nadzieja daje nam siłę, aby dbać o miłość. Ale to właśnie drugi człowiek daje nam siłę, aby dalej żyć.

- Przestań się w końcu zadręczać. Co się stało to się nie odstanie – powiedział Zayn wkraczając do mojej sali i ganiąc mnie spojrzeniem swoich ciemnych oczu. – Ubieraj się. W końcu mogę Cię stąd zabrać. Reszta czeka na Ciebie u nas w domu, wypożyczamy Cię do jutrzejszego poranka – oznajmił jak gdyby nigdy nic i rzucił we mnie kolorową sukienką w kwiatki.
- Nie założę tego – odpowiedziałam stanowczo, patrząc z obrzydzeniem na kolorową szmatkę. – Nigdy nie chodziłam w sukienkach i nie mam zamiaru tego zmieniać – powiedziałam, na co Malik tylko wywrócił oczami. -  A co do drugiej części twojej wypowiedzi… Dobrze wiesz, że chcę odejść. Zawieź mnie do domu, a potem pojadę do ojca. Napisałam pożegnalny list dla każdego z Was. Nie mam siły na zwykłe „dowiedzenia”. Mam nadzieję, że zrozumieją – powiedziałam spokojnie, hamując łzy, które bez mojej zgody próbowały spłynąć z moich oczu. Musiałam być silna. Największa próba była dopiero przede mną
- No proszę Cię, załóż tę sukienkę. Tylko ten jeden raz. Chłopacy lubią dziewczyny w sukienkach – powiedział łobuzersko się uśmiechając i puszczając mi perskie oko. Zignorował to co powiedziałam o pożegnaniu. – No proszę, zrób to dla mnie –dodał błagalnie widząc, że chcę zaprotestować. – Jeśli masz zamiar odejść to zrób to z klasą.
- Zayn, czy Ty naprawdę niczego nie rozumiesz? Tu nie chodzi o pokazaniu komukolwiek jak wiele stracił. Nie mam zamiaru niczego nikomu udowadniać. Odchodzę, bo tak będzie dla wszystkich lepiej. Przecież wiesz.
- Tak, wiem – potwierdził zrezygnowany, głośno wzdychając i siadając na brzegu mojego szpitalnego łóżka. – Po prostu pomyślałem sobie, że w czymś nowym będzie Ci łatwiej pożegnać się z przeszłością, że ta sukienka jakoś pomoże Ci w udawaniu dobrego samopoczucia. A poza tym… wydaję mi się, że ona naprawdę do Ciebie pasuje – powiedział uśmiechając się niepewnie. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Dobra, ale nawet się nie łudź, że założę do niej szpilki – ostrzegłam go po chwili namysłu, wywołując na jego ustach szeroki uśmiech, który tak kochałam. – Strasznie będzie mi Cię brakowało– dodałam cicho, poważniejąc.
- Ale ja się nigdzie nie wybieram. Nadal będziemy „Best Friends Forever” – powiedział, ponownie błyskając w uśmiech swoimi białymi zębami.
- Bez Ciebie nie dałabym rady Malik. Cieszę się, że wymusiłeś na mnie obietnicy utrzymania naszej przyjaźni. Bez twojej pomocy bym się rozpadła – przyznałam, wtulając się w jego rozgrzane ciało. Kochałam to poczucie bezpieczeństwa, które mi dawał. Wiedziałam, że taki przyjaciel to skarb i cieszyłam się, że nalegał na dalsze utrzymywanie kontaktów. W tych ciężkich czasach, które mają nadejść, będę miała przynajmniej jego, mojego powiernika i moją ostoję. Mam nadzieję, że dzięki niemu jakoś przetrwam.


********************************************************
No hej. Sorry wielkie, ze dopiero teraz, ale nie miałam czasu - nauka. 
Ogólnie to... nie mam za wiele do powiedzenia. Nie komentujecie za dobrze - bywa. Dzięki Vis i Viper za podbudowywujące komentarze - jesteście wielkie xxx. 
To jest przedostatni rozdział. Następny post będzie nieprzeciętnie długi i pojawi się pewnie w przyszłym tygodniu. A potem... epilog. Jeśli pojawi się nowa część, to od września, teraz nie mam do tego głowy. 
To co, nie rozpisuję się, rozpiszę się na końcu.
Pozdrawiam xxxx

+ Mam nadzieję, ze pieoneka się spodoba, kocham tę wokalistkę <3
+ Zapraszam na mojego drugiego bloga --> EVERLASTING LOVE


niedziela, 13 maja 2012

25. Loteria uczuć


~Vick~

Siedziałam sama w mojej sali szpitalnej. Chłopacy musieli jechać na jakiś koncert, ale nie martwiło mnie to zbytnio. Cieszyłam się, że mam chwilę spokoju. Musiałam to wszystko przemyśleć.

Czyżby te kilka tygodniu, podczas których byłam naprawdę szczęśliwa miało właśnie dobiec końca? Czy miałam stracić moich przyjaciół, aby nie ranić ich swoją obecnością? Czy to ma w ogóle jakiś sens? Może powinnam zostać i… postawić sprawę jasno, zerwać z Niallem i nie być już z nikim? Bylibyśmy na powrót szóstką przyjaciół. Ale… już nic nie byłoby tak jak dawniej. Nie, w to nie wierzyłam, nie byłam aż tak naiwna. Czyli, że co, najlepszym wyjściem była ucieczka? Może i nie brałabym tej opcji pod uwagę, gdyby chodziło tylko o mnie. Ale tu chodzi o moich przyjaciół, o osoby, które kocham. Moje własne szczęście schodziło na drugi plan. Gdybym została, nieważne czy byłabym z Niallem, czy może nawet z Liamem, w zespole panowałaby niemiła atmosfera, przepełniona  żalem, gniewem i poczuciem zdrady, niesprawiedliwości. Jeśli odejdę zapomną. A nawet jeśli nie, to nabiorą dystansu. Będą znów piątką najlepszych przyjaciół, którym niepotrzebna jest dziewczyna psująca ich relacje. Bo taka jest prawda. Ucierpiał cały zespół, nie tylko Liam i Niall. I wpłynęło na moja decyzję: nie chciałam ranić moich przyjaciół. Wolałam odejść.

Z moich rozmyślań wyrwał mnie skrzypienie drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam Nialla.
- Mogę? – zapytał cicho patrząc na mnie. Miał przekrwawione oczy i podpuchnięty nos. Płakał. Przeze mnie.
- Jasne – odpowiedziałam nieśmiało.
Farbowany blondyn usiadł na brzegu mojego łóżka i chwycił mnie za dłoń. Przez moje ciało przebiegły przyjemne dreszcze, których już niedługo nie będzie dane mi odczuwać. Będę za tym tęskniła.
- Przepraszam – powiedziałam cicho, patrząc mu w oczy. Moje policzki już kolejny raz tego dnia zrosiły łzy.
- To nie twoja wina – uśmiechnął się blado, ścierając mi delikatnie łzy. – Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Musimy się po prostu z tym pogodzić.
- Ale… ja naprawdę nie chciałam. Ja Cię kocham, Niall – powiedziałam wtulając się w niego i mocząc mu koszulkę słonym płynem.
-  Ja też Cię kocham. I uszanuję twoją decyzję, jakakolwiek by ona nie była. Za bardzo zależy mi na twoim szczęściu, żeby Cię ranić – powiedział, całując mnie we włosy.

Ten moment był dokonały, mimo podszywającej go rozpaczy. Taka niesamowita jedność między dwojgiem ludzi, którą odczuwałam zawsze kiedy byłam z Niallem. Tak, to on zdecydowanie był tym, którego kochałam najbardziej. To on był moją bratnią duszą. Ale moje serce w pewnym stopniu należało również do Liama. Nie chciałam torturować go każdego dnia na nowo, bo wiedziałam, że mnie też to będzie bolało. Dlatego postanowiłam odejść. Czy nie brzmi to egoistycznie?

- Kochasz Liama, prawda? – zadał pytanie, którego tak bardzo się obawiałam. Nie wiedziałam jakiej powinnam udzielić odpowiedzi. Spojrzałam mu prosto w oczy. Postanowiłam powiedzieć prawdę, bo Niall nie zasługuje na to, żeby go okłamywać. Może to prawda, że czasami od gorzkiej prawdy lepsze jest słodkie kłamstwo, ale cukier ma to do siebie, że po pewnym czasie zawsze się rozpuszcza. A nie zniosłabym żalu, nienawiści i poczucia zdrady, jakie mogłabym wtedy dojrzeć w oczach Nialla. Kłamstwo jest najgorszą rzeczą z możliwych i świadczy o braku zaufania. A ja mu ufam.
- Ale Ciebie kocham bardziej – powiedziałam patrząc na niego niepewnie. W jego oczach dostrzegłam ból. Zraniłam go, ale to było nieuniknione. Byłam w pułapce, każdy mój najmniejszy ruch miał ranić moich przyjaciół. A prawda była mniejszym złem niż kłamstwo.
- To i tak nie zmienia twoich uczuć do niego. Przykro mi – wyszeptał, a w jego oczach stanęły łzy.
- Zrywasz ze mną?  - zapytałam przerażona. Nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń. Ale nie oponowałabym. Bo na niego nie zasługuje.
- Nie, kocham Cię i nie mam zamiaru z Tobą zrywać. Mimo wszystko. Po prostu… to boli – powiedział, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie.
- Pamiętaj, że co by nie było i tak jesteś dla mnie najważniejszy. Ja też Cię kocham, Niall.– powiedziałam, a on obdarzył mnie bladym uśmiechem.
- Ale czasami to nie wystarczy – wyszeptał i pochylił się nade mną. Chciał mnie pocałować, ale dał mi czas na wycofanie się. Nie był pewien czy tego chcę. A ja szanowałam to, że nie nalegał.

Wyszłam mu naprzeciw i wpiłam się w jego wargi. Tak bardzo za tym tęskniłam. Za pełnym zjednoczeniem z Niallem, za tą chwilą niesamowitej jedności. Za mieszanką emocji, która towarzyszyła naszym zbliżeniom. Zatraciłam się w pocałunku jakby od tego zależało moje życie. Nic innego się nie liczyło, tylko on. Świadomość, ze może to być nasz ostatni pocałunek tylko podżegała płomień i nadawała temu nowego wymiaru. Miłość połączona z rozpaczą, strach wymieszany z pewnością. Loteria uczuć, emocje wirujące niczym w bębnie totolotka. Byliśmy tylko my i jakaś desperacka próba cofnięcia czasu, zmiany biegu wydarzeń, bycia razem. Mimo wszystko. Bo na tym właśnie polega miłość. Niestety nie jesteśmy głównymi bohaterami w bajce Disney’a i nie możemy liczyć na szczęśliwe zakończenie. Bo szczęśliwe zakończenie to luksus, na który może sobie pozwolić jedynie fikcja. Ale problemy mają to do siebie, że na koniec zawsze musi być dobrze. Jeśli nie jest dobrze, to znaczy, że to jeszcze nie koniec. A jak głupia nadal wierzyłam w szczęśliwe zakończenie. Mimo iż wiedziałam, że ono nie nastąpi.

~Niall~

Całowałem Victorie tak zachłannie jak jeszcze nigdy. W ten pocałunek włożyłem cały strach, który zrodził się we mnie odkąd dowiedziałem się o wypadku, całe przerażenie przed niepewnym jutrem. A ona nie pozostawała mi dłużna. Spalaliśmy się w ogniu miłości, uczyliśmy się siebie na nowo. Staraliśmy się zapamiętać każdy najmniejszy ruch. Bo coś mi mówiło, że dla nas nie ma już jutra.

Ale dlaczego? Dlaczego teraz, kiedy w końcu odnalazłem miłość miałem ją stracić? Mówi się, że ideałów nie ma, a my do pełni szczęścia potrzebujemy kogoś, kto denerwuje nas jak nikt inny. Kogoś kogo dotyk sprawia, że odlatujemy do innego świata. Kogoś, przy kim nie musimy udawać nic. Ja znalazłem taką osobę. Była dla mnie niczym powietrze, nie mogłem bez niej żyć. Ale intuicja podpowiadała mi, że będę musiał. Każdy jej ruch świadczył o desperacji, ale pozbawiony był wewnętrznej walki. Czułem, że podjęła decyzję, która wcale mi się nie spodoba. Która złamie na oboje.

Ale… nic nie umiera, jeśli na to nie pozwolimy. Moje uczucie nie umrze, bo mam zamiar karmić je wspomnieniami i mimo, ze zdrowy rozsądek będzie próbował je zabić, to moja miłość zawsze  znajdzie sposób, żeby stanąć na nogi. Być może pójdę naprzód, ale nigdy nie zapomnę. Bo miłość jest nieśmiertelna.

********************************************************
 CZYTASZ? KOMENTUJ!
Witam. Wiecie co? Słabo komentujecie. A ja tak bardzo chciałabym napisać drugą część... już mam nawet fabułę. Ale nadal nie wiem czy Wy chcecie. Jeśli tak, to poproszę o komentarz, chociaż taki króciutki. Długo Wam to nie zajmie, a ja będę wiedziała, że kontynuacja ma jakiś sens.
Dobra, dzisiaj się nie rozpisuję, bo niedługo nadejdzie koniec i rozpiszę się po epilogu. Nawet jeśli miałaby się pojawić druga część.
Pozdrawiam! xxxx

+ Zapraszam na mojego drugiego bloga >KLIK<

wtorek, 8 maja 2012

24. Początek końca.


~Torie~

Powoli odzyskiwałam przytomność. Gdzie ja jestem? Chciałam otworzyć oczy, ale wymagało to użycia zbyt wielu siły, której aktualnie nie posiadałam. Powieki zanadto mi ciążyły. Zamiast tego spróbowałam więc wyłapać inne bodźce zewnętrzne. Strasznie tu śmierdziało, jak u dentysty. I nagle sobie przypomniałam. Spacer z Liamem. Pocałunek. Rozmowa. Chęć ucieczki. Uderzenie. Ciemność. Wygląda na to, że znajduję się w szpitalu. Ciekawe jak długo już tu jestem…
Koło siebie usłyszałam jakiś ruch.
- Liam? – zapytałam z nadzieją w głosie. Chciałam, żeby to był on. Musiałam z nim porozmawiać. Teraz, zaraz. Przecież ja go zraniłam. A nie chciałam. Muszę mu powiedzieć, że mimo, iż kocham Nialla…
Moje chaotyczne rozmyślania przerwał trzask drzwi. Ktoś mocno ścisnął moją rękę. Zmuszając się do nadludzkiego niemal wysiłku powoli uchyliłam powieki.
Wokół mnie na krzesłach siedzieli Zayn, Louis, Harry i Liam. Ten ostatni trzymał moją delikatną dłoń w swojej. Ten gest dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Kogoś brakowało. Kogoś kogo tak bardzo pragnęłam zobaczyć.
- Gdzie jest Niall? – wychrypiałam cicho. Chłopacy wymienili porozumiewawcze spojrzenia i spojrzeli na mnie z troską. Tylko Liam cały czas patrzył mi w oczy. I nagle przyszło zrozumienie: Niall tu był, kiedy zawołałam brązowookiego. – O mój boże, co ja zrobiłam… - głos mi się załamał, a po moich policzkach popłynęły łzy.
- Nie martw się. Przejdzie mu – pocieszył mnie Zayn siadając na brzegu mojego szpitalnego łóżka.
- Nic nie rozumiesz – wymamrotałam. – Czy ja zawsze muszę ranić ludzi, których kocham? Zawsze tak jest. Zawsze wszystko psuję – powiedziałam i rozszlochałam się na dobre wtulając się w mulata. Nie miałam już siły. Potrzebowałam po prostu przyjaciela. A on nim był.

~Zayn~

- Liam, może poszlibyście poszukać Nialla? – zapytałem, patrząc wymownie na przyjaciela. Chyba zrozumiał aluzję, bo niechętnie puścił rękę Torie i skierował się do drzwi, ciągnąc za sobą chłopaków.
Wyszli, a ja jeszcze mocniej przytuliłem do siebie Victorię. Cierpiała, a mi się to wcale nie podobało. Jest moją przyjaciółką, więc jej ból jest też moim bólem. Nie chciałem pocieszać jej pustymi słowami, bo nie wiedziałem jak Niall się zachowa. On ją naprawdę kocha, a fakt, że wypowiedziała imię Liama zaraz po przebudzeniu dość mocno go zranił.
- Kochasz go? – zapytałem po prostu.
- Kogo? – spytała niepewnie, przestając szlochać.
- Nialla – powiedziałem. Byłem prawie pewien, że jej odpowiedź będzie twierdząca. Widziałem jak na siebie patrzyli, jak wymieniali porozumiewawcze spojrzenia.
- Oczywiście, że tak. Gdybym go nie kochała, to bym z nim nie była. Dlaczego pytasz? – zdziwiła się. Zignorowałem jej pytanie i drążyłem dalej.
- A co z Liamem?
- Ja… nie wiem. Naprawdę. Jeszcze niedawno powiedziałbym, że jest moim przyjacielem, ale.. – zawahała się, niepewna czy może wyznać mi prawdę.
- Ale pocałunek wszystko zmienił, prawda?
Moje słowa nią wstrząsnęły. Spojrzała mi prosto w oczy, a po jej policzkach znowu spłynęły gorzkie łzy.
- Skąd Ty o tym wiesz? – zapytała zszokowana.
- Liam mi powiedział. Torie… on naprawdę Cię kocha. I myślę, że Ty też go kochasz.
Między nami zapadła cisza. Widać było, że dziewczyna powoli przetrawia to co powiedziałem i zastanawia się nad odpowiedzią.
- Ale Nialla też kocham – wyszeptała tylko i znowu się we mnie wtuliła. – Zayn, ja nie wiem co mam robić. Jestem z Niallem, ale nie chcę ranić Liama. Może po prostu powinna zniknąć z waszego życia? – powiedziała niepewnie.
Jej słowa zmroziły mi krew z żyłach. Jak to: zniknąć? W tak krótkim czasie już stała się częścią naszej rzeczywistości. Bez niej to już nie byłoby to samo. A poza tym… nie chciałem tracić przyjaciółki.
- Wtedy zranisz nie tylko ich, ale i nas – powiedziałem tylko, a po chwili dodałem  z uśmiechem na ustach– Tak łatwo się nas nie pozbędziesz, jesteś nasza.
Na ustach Torie wykwitł blady uśmiech. Chyba przypomniała sobie ostatnią naszą rozmowę na ten temat. Wtedy to ona nie chciała, żebyśmy my odchodzili. Teraz to ja się bałem, że ją stracimy.
Nagle drzwi od sali Vick skrzypnęły cicho, jakby ktoś za mocno się o nie oparł. 
- Nie ruszaj się. Myślę, że któremuś z naszych przyjaciół zebrało się na podsłuchiwanie – wyszeptałem jej na ucho i na palcach ruszyłem do drzwi. Nadusiłem klamkę, a do pomieszczenia z impetem wpadł nie kto inny jak Louis.

~Lou~

Ktoś otworzył drzwi, a ja wylądowałem na podłodze w sali Torie. Spojrzałem w górę. Zayn stał nade mną z groźną miną.
- Cześć – wyjąkałem, a on tylko uniósł do góry jedną brew. – Tylko mnie nie bij! – krzyknąłem i podbiegłem do łóżka dziewczyny, na której ustach pojawił się słaby uśmiech.  – Ha! Nie możesz mi nic zrobić, bo dzięki mnie Vick się uśmiecha –ucieszyłem się, pokazując Zaynowi język.
- Powiedzmy, ze tym razem Ci się upiecze – powiedział Malik przewracając oczami. – Po co podsłuchiwałeś?
- Och, a co miałem robić? Patrzeć na Liama, który stoi przed budynkiem i na zmianę to uśmiecha się, to robi sobie wyrzuty? A może na Harry’ego, który próbuje przemówić Niallowi do rozsądku? Boże, oni mają same problemy! – wyżaliłem się im.
No naprawdę, już nikt mnie nie rozumie. Zresztą... Szkoda mi ich. I tu wcale nie chodzi o mnie. Żal mi Torie, Nialla i Liama. Bo oboje ją kochają, a ona…on kocha ich obu. To widać. I to jest takie… przykre. Co ta miłość robi z ludźmi… Już lepiej jak jej w ogóle nie ma. Wtedy jest miło i przyjemnie. Ale… może osoba, która nigdy tak naprawdę nie poznała miłości nie powinna się na ten temat wypowiadać.
- Tomlinson, czy Ty prowadzisz jakiś wewnętrzny monolog, czy mi się tylko wydaje? – zapytał Zayn, wgapiając się we mnie ze zdziwioną miną. Spojrzałem na Vick. Ona też patrzyła na mnie jak na wariata.
- Skąd takie wnioski, milordzie Malik? – zapytałem tylko.
- Wiesz, miałeś dziwnie skupioną minę, a do tego kręciłeś głową. To takie trochę niecodzienne zachowanie, nawet ja na Ciebie – wyjaśnił mulat, lekko się uśmiechając.
Chciałem już coś odpowiedzieć, ale przerwała mi Torie.
- Dziękuję – wyszeptała tylko.
- Za co? – zadziwiłem się. Nie miałem pojęcia o co jej chodzi.
- Za to, że jesteś, że byłeś. Za to jaki jesteś. Za to, ze nikogo nie udajesz. Za to, że dzięki Tobie wszystko nabiera barw. Za to, że potrafisz mnie rozbawić nawet wtedy, kiedy pęka mi serce. Za wszystko – wyjaśniła, a w jej pięknych oczach zalśniły łzy.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Po co mi to mówi? O co tu chodzi? To brzmiało jak… pożegnanie. Ale ona przecież się nigdzie nie wybierała. Prawda?
I nagle do mnie dotarło. Odchodzi. Zostawia nas. Może jeszcze nie teraz, ale zrobi to. Widziałem to w jej spojrzeniu. Podjęła decyzję.
- Dlaczego? – zapytałem tylko.
- Bo tak będzie dla Was najlepiej. Ale na razie nie mówcie nikomu. Jak będę gotowa… Jeśli będę miała wystarczająco dużo siły, pożegnam się. Jeśli nie… To możecie im wtedy powiedzieć, że na swój sposób kocham Was wszystkich. I że dziękuję za to, że mnie zaakceptowaliście. Za to, że byliście – wyszeptała i się rozpłakała.
Spojrzałem na Zayna. Na jego policzkach również można było zobaczyć mokre szlaki, zostawione przez perłowe kropelki. Kochaliśmy ją, a ona postanowiła odejść. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogliśmy nic z tym fantem zrobić. Zdecydowała, a nam zostawało się z tym jedynie pogodzić. 

********************************************************
Ojej, pisząc to płaczę. Czemu? Bo zbliżamy się  do końca. Jeszcze 5 albo 6 postów, epilog i koniec. Dlaczego? Ponieważ myślę, że macie mnie już dość, a ten blog nie zasługuje na spłycenie. Przepraszam. 
Ale... zobaczę, jak będziecie komentować, być może pojawi się druga część. Bo pomysł jest. Ale... nie wiem czy to ma sens. Ma?
Dziękuję, wszystkim, którzy komentują, jesteście wielcy. 
Pozdrawiam! xxx
+ Jak kto chce popisać, albo złożyć zażalenie, czy coś to macie moje gg: 13700054 ;p

About Me

Moje zdjęcie
Vick
Kocham pisać. Pisząc, czuję się w jakiś sposób spełniona. Takie same odczucia towarzyszą mi gdy rysuję. Ogólnie to jestem realistką, jedynie tworząc potrafię oderwać się od szarej rzeczywistości. Zawsze twardo trzymam się swoich poglądów, nie lubię podporządkowywać się innym. Jestem trochę zwariowana, ale to chyba normalne u nastolatek. Gdy coś sobie postanowię nieustępliwe dążę do wyznaczonego celu, zamieniam cię w perfekcjonistkę. Moje motto: "życie nie nie polega na szukaniu, tylko na kreowaniu samego siebie". We wszystkim co robię trzymam się tej zasady, bo nikt za mnie życia nie przeżyje, a tyko ja wiem co jest dla mnie najlepsze.
Wyświetl mój pełny profil

Czytam i polecam!

Obsługiwane przez usługę Blogger.